Rozdział 1 - " You're my whole world"
Justin siedział z butelką Jack'a Daniels'a w ręku, przypatrując się jak dwie dziewczyny, siedzące w basenie, patrzyły na niego flirciarskim wzrokiem, nieudolnie próbując zwrócić na siebie, jego uwagę. Chłopak zaśmiał się pod nosem, wypijając duży łyk whiskey. Przyzwyczaił się już, że gdzie nie pójdzie, czekają go żałosne podrywy napalonych dziewczyn. Szkoda tylko, że on już ma dziewczynę. Którą kocha nad życie. Przypominając sobie o Victorii, szybko wstał z miejsca, ale ktoś gwałtownie szarpnął go za ramię.
-Co, kurwa?! - warknął Justin, obracając się i patrząc na swojego kumpla, Mike'a. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego.
- Ktoś wezwał gliny, będą tu za chwilę! Spadamy stąd! - krzyknął chłopak.
Justin zamarł. Już raz był złapany przez policję, jeśli to się powtórzy, może mieć poważne kłopoty.
- Dobra, idźcie, zaraz do was dojdę! - powiedział, obracając się.
- Gdzie ty do kurwy nędzy idziesz?! - syknął Mike - Zaraz tu będą, nie mamy czasu!- przyjaciel spojrzał jeszcze raz na Justina. - Stary...ile ty wypiłeś? Jesteś całkiem nawalony!
- Dobra, nie pierdol już, tylko idź. Dogonię was. Nie mogę zostawić tutaj Vicky! - krzyknął Justin, popychając go ramieniem i idąc w stronę basenu.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo boli go głowa. Chyba przesadził z trawką i whiskey. Potykając się, rozejrzał się dookoła. Nie było jej. Ani w basenie, ani przy barze...
- Kurwa! - warknął Justin, kopiąc przy okazji stojący obok śmietnik.
Chłopak przejechał dłońmi po swoich włosach, ciągnąc za końce. Próbując myśleć racjonalnie, oparł czoło o ścianę domu. Był strasznie naćpany, więc nie było to łatwe. Rozstali się z Victorią, około godzinę temu, kiedy ta poszła z przyjaciółką do łazienki. Od tamtej pory nie widział jej ani razu.
Ludzie naokoło, zaczęli powoli wychodzić. Widocznie ktoś im już powiedział o glinach. Nie chcąc tracić czasu, Justin wszedł przez drzwi wejściowe. Nie wiedział dokąd pójść, bo nigdy wcześniej tutaj nie był. Imprezę organizował kolega Victorii ze szkoły, więc Justin nawet nie znał jego imienia.
Chłopak ze zdenerwowaniem zaczął otwierać wszystkie drzwi, w nadzieji że za którymiś znajduję się jego dziewczyna. Niestety, pokoje były puste. Przed ostatnimi drzwiami, Justin usłyszał jakieś dźwięki. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pchnął je.
Chwilę później zamarł. Jego mięśnie momentalnie się napięły i zacisnął mocniej szczękę. Był cały czerwony. Coś w nim się gotowało. Nie mogąc już dłużej milczeć, Justin przełknął ślinę, pozbywając się dużej guli w gardle.
- Victoria?... - szepnął, dostatecznie głośno, by to usłyszała.
Na stojącym w pokoju łóżku, siedziała drobna brunetka, obściskująca się z jakimś chłopakiem, który właśnie zdejmował jej bluzkę.
Dziewczyna, słysząc swoje imię, przerwała pocałunek i obróciła się w stronę drzwi. Po kilku sekundach, jej twarz zrobiła się cała blada, a w oczach pojawiły się łzy. Dziewczyna szybko założyła z powrotem ramiączko bluzki, i walnęła łokciem chłopaka, który tym razem całował ją w szyję. Najwidoczniej był za bardzo pijany, by usłyszeć, że ktoś wszedł.
Chłopak, zauważając, że dziewczyna patrzy się z przerażeniem na kogoś, podążył za jej wzrokiem i gdy zauważył kto to jest, gwałtownie odsunął się od dziewczyny.
- Justin...- szepnęła brunetka. Jej oczy były pełne łez.
- Jak mogłaś? - przerwał jej Justin,oddychając gwałtownie.
- Ty... Najważniejsza osoba w moim życiu... z moim najlepszym przyjacielem? - Justin spojrzał na chłopaka, siedzącego na łóżku.
- Stary... Proszę, to nie tak jak myślisz. My tylko się całowaliśmy... Nic więcej - szepnął Rusty.
- TYLKO się całowaliście?! Tylko...? Do kurwy nędzy, ty czy siebie słyszysz, Lewis?! - krzyknął Justin, kopiąc z całej siły w lampę, przy łóżku.
- Justin... Proszę Cię... Wybacz mi... Ja... Nie chciałam... - powiedziała dziewczyna,a kilka łez, spłynęło jej po policzku.
- Wybaczyć Ci?! Obściskujesz się z moim najlepszym przyjacielem, wiedząc, że ja jestem kilka metrów od ciebie?! - wrzasnął - Jak ty w ogóle możesz prosić mnie o wybaczenie... dziwko.
- Ja... Nawet nie wiem, jak się tu znaleźliśmy - zaszlochała dziewczyna, podchodząc kilka kroków w stronę ukochanego - Wiesz, że nigdy cię nie zdradziła... Ja Cię kocham. Jesteś całym moim światem. - wybąkała, krztusząc się swoimi łzami.
- No widzisz... Szkoda, bo właśnie mnie zdradziłaś. - splunął Justin - A ty, chuju... Nie zbliżaj się do mnie. Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, rozpierdolę ci łeb na milion kawałków, rozumiesz?
- Stary, proszę Cię... Wiesz dobrze, że tego nie chciałem... nie pozwól, żeby nasza 10- letnia przyjaźń, tak się skończyła - wyjęczał trzęsącym się głosem Rusty - Wiesz, że nigdy bym Cię nie zranił...
Byliśmy nawaleni, to wszystko... Proszę Cię, Justin... - podszedł do niego kilka kroków, kładąc mu dłoń na ramieniu.
To był błąd. Justin zamachnął się całą siłą i walnął go pięścią prosto w twarz. Rusty cofnął się kilka kroków do tyłu i upadł z hukiem na ziemię, jęcząc i łapiąc się za złamany nos. Gdzieś z tyłu słychać było szloch Vicky.
Chłopak otrzymał jeszcze kilka ciosów w brzuch i kolejne kopnięcie w twarz. Krew była wszędzie naokoło. Justin splunął na Rustiego i pociągnął za ramię, płaczącą Victorię.
Szybko wyszli z domu i podbiegli do samochodu. Justin szybko wpakował do się do środka, czekając aż Victoria zrobi to samo. Po kilku minutach samochód ruszył z piskiem opon, a z tyłu już słyszeli syrenę nadjeżdżającej policji.
W samochodzie panowała potworna i zarazem niezręczna cisza. Było słychać jedynie cichy szloch dziewczyny, skulonej na przednim siedzeniu. Nie wiedziała, jak to się stało, że znalazła się z przyjacielem Justina. Bardzo kochała swojego chłopaka i nie mogła sobie darować tego co zrobiła, bo wiedziała że przez to go straci.
-Justin... ja na prawdę nie chciałam...-wyłkała pociągając nosem. Zerknęła na niego, spuchniętymi już od płaczu oczami.
-Kurwa, przestań już pierdolić! Oboje wiemy co zrobiłaś... Pewnie gdybym tam nie przyszedł, pieprzących się was znalazła by policja! -powiedział łamiącym się głosem i zacisnął dłonie na kierownicy tak, że jego knykcie pobielały, a nogą przycisnął mocniej pedał gazu. Widać było, że był załamany tym co zobaczył.
- Justin, zrozum... byłam pijana, tak jak ty... nie wiedziałam co się dzieję, dopóki nie weszłaś do tego pokoju! Musisz mi uwierzyć...
- Zastanawia mnie tylko... dlaczego akurat z nim, hmm? Na tej imprezie było sto innych chłopaków, którzy z pewnością , chcieli by cię przelecieć - przerwał jej chłopak -Czemu wybrałaś akurat jego? Co jak co, ale dziś pokazałaś jaką naprawdę jesteś szmatą...-powiedział zaciskając mocno zęby.
Był wściekły. Dziewczyna tylko zwróciła twarz w stronę okna, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
Zabolały ją te słowa, ale wiedziała, że były one jedynie szczerą prawdą. Miała tylko nadzieję, że chłopak kiedyś jej wybaczy. Tak naprawdę, nie czuła nic do Rustiego. Po prostu te wszystkie drinki, trawka... Chyba z nimi przesadziła. Nadal bolała ją głowa i brzuch, ale teraz miała o wiele większy problem.
-Ja przepr...-nie dokończyła bo chłopak gwałtownie jej przerwał.
- Zamknij tą jebaną mordę! Nic co powiesz, nie zmieni tego co zrobiłaś... i tego co teraz do ciebie czuję. Jesteś jebaną suką i tyle!
- Justin! - załkała Victoria. Mimo wszystkiego co zrobiła, nie myślała, że jej chłopak, może się do niej tak odezwać.
- Najchętniej przeleciałabyś też Mike'a, Nathana i innych moich kumpli, co nie?
- Ale my tylko...
- Do kurwy nędzy, czy pozwoliłem ci mówić?! - krzyknął chłopak, obracając się do dziewczyny.
- Justin, uważaj! -pisnęła dziewczyna.
Chłopak stracił kontrolę nad kierownicą i samochód z całej siły, walnął w stojącą obok latarnię. Później, dziewczyna widziała, tylko blask latarni. Potem przed oczami miała jedynie ciemność.
*"Justin Bieber, pięć dni temu wpadł w poślizg i miał mały wypadek wraz ze swoją dziewczyną. Gwiazdorowi na szczęście nic się nie stało, a po przeprowadzonych badaniach okazało się, że nie był pod wpływem żadnej substancji oddłużającej. Chłopak opuścił szpital już pierwszego dnia, zostawiając tam swoją dziewczynę, która według informacji uzyskanych przez lekarzy miała wyjść dopiero dziś rano"
- "Pani Jones była w naprawdę opłakanym stanie. Nie przewidywaliśmy, że uda nam się ją uratować. Na szczęście jest cała i zdrowa! To naprawdę był cud!" -wypowiada się dr.O'Donnel.*
Dziewczyna leżała w łóżku z licznymi bandażami i opatrunkami, które założyli jej w szpitalu. Sięgnęła po pilota i wyłączyła telewizor. I tak nie dowie się z niego nic nowego. Ziewając, odblokowała swój telefon. Znowu. Zero wiadomości. Czekała nieustannie na telefon lub chociaż SMS od swojego chłopaka. Dzwoniła i pisała chyba z 1762781762861789 razy, a ten nie dawał znaku życia.
Uspakajała ją jedynie myśl, że nic mu się nie stało i wyszedł cało z incydentu. Wstała, wkładając telefon do kieszeni i zeszła powoli do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej kartonik soku pomarańczowego. Podskoczyła lekko, gdy poczuła wibrujący w kieszeni telefon. Szybko sięgnęła po swojego iphone'a i odblokowała go palcem. Na ekranie pojawiła się konwersacja z jej chłopakiem i nowa wiadomość od niego. -"Przepraszam, ale to koniec"-przeczytała na głos, czując wielką gulę w gardle.
Oparła się o ścianę i zsunęła się na podłogę, chowając głowę pomiędzy kolana. Załkała cicho. Straciła wszystko, co było dla niej najważniejsze. Coś, co sprawiało,
że nie chciała żyć. Teraz, już nic nie miało sensu.
1 ROK PÓŹNIEJ...
*Victoria's POV*
-Victoria!-usłyszałam z dołu krzyk mojego taty.
Zwlokłam się z kanapy, odkładając na bok mojego macbooka, założyłam bluzę mojego przyjaciela, której zapomniał wczoraj wieczorem i zbiegłam po schodach, od razu kierując się za głosem mojego ojca. Gdy weszłam do kuchni, siedział przy barku i czytał jakiś magazyn, popijając swoją poranną kawę.
- Co chciałeś, tato? -spytałam z uśmiechem, stając po drugiej stronie stolika. Sięgnęłam po szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego, po czym usiadłam na blacie czekając na odpowiedź.
-Mam ważną delegację, więc muszę wyjechać na parę dni - powiedział, odwracając wzrok od gazety i biorąc łyk kawy - Maggie będzie tu w tym czasie. Będzie się tobą zajmować, dobrze słonko?-spytał, uśmiechając się łagodnie.
- Jak zwykle... - mruknęłam cicho. - No, ale cóż... Jakoś dam radę... heh. - dodałam głośniej, spuszczając wzrok i bawiąc się moim pierścionkiem.
Nie lubiłam gdy mój ojciec wyjeżdżał, a robił to regularnie. Ale wiedziałam, że taka jest jego praca i nie może nic z tym zrobić. Mimo, że zostawałam "pod opieką" to nie miałam do końca przechlapane, bo uwielbiałam Maggie. Pozwalała mi zapraszać koleżanki na noc i robić "drobne" imprezy, pod warunkiem, że mój tata nigdy się o tym nie dowie. Przymykała oko, kiedy wracałam do domu o późnej porze lub gdy jakiś chłopak przychodził do mnie. Była to kobieta, która w naszej rodzinie była praktycznie od zawsze. Traktowałam ją prawie jak mamę, której nie pamiętam, ponieważ zginęła w wypadku samochodowym.
Tata nigdy nie chciał ze mną o niej rozmawiać. Wszystko mówiła mi jedynie Maggie, która była jej najlepszą przyjaciółką. Moja "niania" dała mi nawet jej zdjęcie, bo w domu nie było nie tylko rzeczy, ale i także zdjęć mamy.
Z rozmyśleń wyrwał mnie tata.
-Proszę, kochanie- powiedział, wręczając mi białą kopertę. Popatrzyłam na niego podejrzliwie i otworzyłam ją niepewnie. Był to bilet. Dokładnie przeczytałam imię i nazwisko wykonawcy. Po tym jak, upewniłam się jeszcze z 10 razy, że mi się nie przewidziało, w moich oczach pojawiły się łzy. Łzy bólu, radości, smutku i szczęścia na raz. Uśmiechnęłam się lekko. Tak, nadal go kochałam. Przez ostatni rok, nie spotykałam się z nikim, bo ciągle coś do niego czułam. Oczywiście miałam przyjaciół, z których wielu oczekiwało i oczekują nadal na coś więcej, ale ja nie będę się oszukiwać. Kocham go. Kocham go najmocniej na świecie i mimo, że od ostatniego smsa, w którym ze mną zerwał, minął rok i od tamtego czasu nie miałam z nim żadnego kontaktu, moje uczucia do niego się nie zmieniły. I nikt nie mógł zająć jego miejsca.
Otarłam szybko łzy, aby skryć je przed tatą, chociaż on i tak wiedział co czuję. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Dziękuję, tato.-powiedziałam i przytuliłam go mocno.
- No dobrze kochanie, cieszę się, że prezent ci się spodobał, ale teraz muszę lecieć -odparł, całując mnie jeszcze raz w czoło.
- Bądź grzeczna!- krzyknął z uśmiechem, wychodząc z domu.
Usiadłam na krześle przy blacie i wzięłam łyk soku ze szklanki. Jeszcze raz spojrzałam na bilet.
" Justin Bieber, godzina 20.00
Los Angeles, M&G. "
Jedna łza spłynęła mi po policzku. Już jutro go zobaczę. Moją największą miłość. Całe moje życie.
Miałam tylko nadzieję, że wszystko wyjdzie dobrze.
__________________________________________________
Oto pierwszy rozdział naszego opowiadania!
Piszemy go we dwie: Laura i Wiktoria. ♥
Mamy po 14 lat i obie jesteśmy belieberkami :*
Ten rozdział napisałyśmy we dwie ;>
Mamy nadzieję, że Wam się spodobał i zachęcił do czytania kolejnych.
PAMIĘTAJCIE!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥
much love xx
Ten rozdział jest cudowny, mnie cały czas w takim niepokoju trzymał :) lubię wlasnie takie opowiadania i nie mogę sie doczekac następnego :*
OdpowiedzUsuńSuper, nie mogę się doczekać dalszej części☺
OdpowiedzUsuńDziękujemy baardzo <3 Takie komentarze baardzo motywują :) <3
OdpowiedzUsuń+ jeśli chcecie być informowani o kolejnym rozdziale, napiszcie na FB :) https://www.facebook.com/gabrysia.szymanska.796
https://www.facebook.com/wika.wrzosek lub tu <3
OdpowiedzUsuńcudo *__*
OdpowiedzUsuńSuper ;3
OdpowiedzUsuńŚwietne!! Podoba mi sie ten rozdział :) Nareszcie znalazłam czas by skomentować <3 Tez jestem Belieber ;) i czekam na nn!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Clauduśka Duśka xx.
Jeeezu jakie zajebiste ����
OdpowiedzUsuńjeju najlepsze<3 czekam na następny rozdział<3 :)
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie jakie czytałam! <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <3 masz talent :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie!
OdpowiedzUsuńLece do kolejnego rozdziału :)
Cudowne!!!
OdpowiedzUsuńJezu kocham *-* <3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńświetny...! Kocham tego bloga <3 :*
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńNieźle sie zapowiada :))
OdpowiedzUsuńwspaniałe kocham <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO WSPANIAŁE <3
OdpowiedzUsuńJEZU WSPANIALY ♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńKocham ,zaczelam czytac przed chila. Cudowny ;**
OdpowiedzUsuńjuz na pierwszym rozdziale i łzy :)
OdpowiedzUsuńKur*** !!!! Zajebiste !!!!
OdpowiedzUsuńświetny <333
OdpowiedzUsuń