piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 5 "As you wish, baby"



   Victoria's POV

- Justin...? - powiedziałam. wytrzeszczając oczy.
Kompletny szok.
Niedowierzanie.
Przyspieszone bicia serca.
To był sen. Tak, to zdecydowanie musiał być sen, bo chyba on nie przyszedł tu na prawdę?
- Em... Hej. - odparł, wyraźnie nie wiedząc jak ma się zachować.
Cicho wypuściłam powietrze, spuszczając głowę. Powstrzymałam się od uszczypnięcia się w ramię, żeby sprawdzić, czy na pewno nie śnię. Pewnie brzmi to idiotycznie, ale.. ja na prawdę nie dowierzałam, że pod moimi drzwiami stoi Justin.
- Więc... Co tutaj robisz? - baknęłam głupio. W tamtej chwili nie potrafiłam ułożyć żadnego, rozsądnego zdania.
Chłopak spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, a po chwili zaśmiał sie lekko.
- Chciałem oddać ci iPhone'a... Zostawiłaś go na koncercie.
- A no tak. Nie musiałeś, mam już nowy. - zaśmiałam się
- A to dobrze, bo... zapomniałem go wziąć.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przygryzłam wargę. Nie jestem głupia, przecież wiadomo było, że nie przyszedł tutaj, żeby oddać mi telefon. Użył tego tylko do głupiej wymówki, która całkiem szczerze, była beznadziejna. Ale nie powiem, że nie byłam szczęśliwa. To była nasza najdłuższa rozmowa od całego roku.
- To jak? Wejdziesz..? - zapytałam nieśmiało, robiąc krok w bok.
- W zasadzie to... Chciałem Cię gdzieś zabrać.
Spojrzałam na niego wytrzeszczając oczy i opuszczając szczękę. Musiałam wyglądać arcygłupio, bo Justin zaśmiał się cicho. Natychmiast się otrząsnęłam i powiedziałam:
- Tak jasne! To świetny pomysł... Tylko... zaczekaj 5 minut. Muszę się przebrać. - powiedziałam z entuzjazmem, który Justin chyba wyczuł, bo też od razu się uśmiechnął i wszedł do środka.
Wbieglam pędem na górę, zamykając drzwi od mojego pokoju. Zatrzymałam się na chwilę, przeczesujac włosy palcami i wydychajac  głeboko powietrze. Po chwili ogarnęła mnie fala radości i zaczęłam skakać, tupać nogami i piszcząc z podekscytowania. Mam nadzieję, że Justin tego nie słyszał.
Otwierając szybko szafę, wybrałam czarną, długą bluzę i wciągnęłam ją na siebie. Na nogi założyłam brązowe botki. Idąc do łazienki, poprawiłam mój makijaż, który po całym dniu był już niewidoczny. Wypsikałam się moimi ulubionymi perfumami i byłam już gotowa. Zeszłam na dół i zastałam Justina oglądającego telewizję. Uśmiechnęłam się lekko. Przypomniałam sobie jak często oglądaliśmy tutaj horrory, których panicznie się bałam, a potem Justin musiał mnie uspokajać. Będąc już na dole, odchrząknęłam, dając mu do zrozumienia, że jestem gotowa.
*
Po 15 minutach dojechaliśmy na miejsce. W czasie jazdy nie rozmawialiśmy za dużo. Chyba  i dla mnie i dla niego była to niezręczna sytuacja.
Gdy samochód zatrzymał się na parkingu, otworzyłam lekko drzwiczki, wychodząc. Zimne powietrze owiało moje ciało. Justin po chwili podszedł do mnie i uśmiechając się lekko, zaczął iść w pewnym kierunku. Dopiero teraz obejrzałam się dookoła. Byliśmy nad morzem. Pewnym krokiem zaczęłam iść za chłopakiem, próbując dotrzymać mu tempa. Po kilku minutach, zeszliśmy po stromej górce i tym samym znaleźliśmy się na plaży. Było ciemno i chłodno, więc na plaży nie było nikogo oprócz nas.  Zaczęliśmy iść wolnym krokiem wzdłuż brzegu.
- Więc... co tam u ciebie? - powiedział Justin, patrząc się na mnie z uśmiechem.
- Jakoś się trzymam - uśmiechnęłam się, spuszczając głowę.
- A ty? - dodałam po chwili.
- Jakoś się trzymam. - odparł, powtarzając moje słowa.
Szliśmy tak chwilę, w ciszy, wsłuchując się w odgłosy morza. Było tu naprawdę przepięknie. Przed nami rozlegało się przezroczyste morze, w którym odbijał się blask pełnego księżyca, który jasno świecił nad naszymi głowami. Odchyliłam głowę do tyłu, wdychając morskie powietrze i wsłuchując się w szum fal.  Było tak przyjemnie, że gdyby było cieplej, bez wahania wskoczyłabym do morza. 
Po chwili zerknęłam na chłopaka, który przez cały czas się na mnie gapił. Lekko się zarumieniłam.
- Pięknie tu. - uśmiechnęłam się.
Chłopak odwzajemnił gest.
- Zawsze, gdy byłem mały, chodziłem tutaj z tatą. Najpierw kąpaliśmy się w morzu, a potem zamawialiśmy nasze ulubione lody karmelowe. Jak wracaliśmy do domu, udawaliśmy przed mamą, że nic nie jedliśmy, bo mama przygotowywała dla nas obiad. A ja zawsze byłem z siebie taki dumny, że potrafię dochować mój i taty sekret.
Zaśmiałam się. Na myśl o takim małym Justinku, wcinającym lody od razu się rozpromieniłam.
- Musiałeś być przesłodkim dzieckiem. - odparłam, zerkając na niego.
- Kurewsko słodkim - zaśmiał się, a ja od razu mu zawtórowałam.
Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, gdy nagle chłopak zatrzymał się, spojrzał na mnie, jakby o czymś myśląc i założył mi kosmyk włosów za ucho. Od razu się zarumieniłam.
- Vic.. Pewnie dziwisz się, czemu po tak długim czasie, nagle przychodzę do twojego domu i chcę cię gdzieś zabrać... - zaczął, niekontrolowanie, zagryzajac wargę.
- Po prostu... Czułem się cholernie źle, po tym jak cię potraktowałem na koncercie. Chciałaś pogadać, a ja... olałem cię, traktując jak gówno. Przepraszam.
Spojrzałam mu w oczy. W jego jasne, karmelowe oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Nie musisz przepraszać. Nie powinnam zjawiać się tak bez zapowiedzi, po całym roku i prosząc cię o wybaczenie. To było głupie. Na twoim miejscu, też bym się wkurzyła. - uśmiechnęłam się, chcąc żeby pozbył się poczucia winy.
Chłopak kiwnął głową, przygryzając wargę.
- Czemu tak nagle? To znaczy... po roku nieodzywania się, przyszłaś.. to mnie zaskoczyło.
Westchnęłam. Nie chciałam o tym mówić. Ani jemu, ani komukolwiek. Chciałam zostawić to za sobą i iść dalej, ale jakkolwiek mocno próbowałam, za każdym razem, ktoś musiał o to pytać.
Postanowiłam, że jakoś zmienię temat.
- Ja... po prostu, za tobą zatęskniłam. Tyle.
Prawda była taka, że byłam cholernie samotna, bo oprócz Emily nikt nie mógł mi pomóc. A ja chciałam chociaż trochę poczuć się jak dawniej. To znaczy... to było niemożliwe, po tym co się stało, ale... rozumiecie.
Justin uśmiechnął się, biorąc mnie za rękę.
- Wiem co ostatnio przeszłaś... Te ostatnie kilka miesięcy.. To musiała być dla ciebie tortura.
Zmarszczyłam brwi, nie mając pojęcie o czym mówi.
- Twój ojciec mi powiedział - odparł Jus, widząc moją minę. - O tych wszystkich chorobach, okaleczaniu się... Vic, jeśli to przeze mnie to... Ja sobie tego nie wybaczę.
- To nie przez ciebie, Justin. Ojciec nie powiedział ci o wszystkim. Tak właściwie, na początku naszego rozstania, czułam się całkiem nieźle. Te wszystkie rzeczy, pojawiły się 2 miesiące temu. Ale to nieważne, nie chcę żebyś czuł się winny - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Vicky... możesz powiedzieć mi prawdę. Wiem, że cię zraniłem, ale już więcej tego nie zrobię. Jestem tu teraz z tobą. Powiedz... te wszystkie okaleczania, głodówki, depresja, próby samobójcze... to przeze mnie, tak?
Wyrwałam szybko moją rękę, gwałtownie się odsuwając. Miałam już szczerze dosyć tych psychologicznych rozmówek. On nie wiedział, co ja przeszłam. Nie wiedział, jak się czułam.  Nie wiedział, że przywołując wszystkie wspomnienia, miałam ochotę się rozryczeć.
Ale nie mogłam.
Byłam silna.
Musiałam być silna.
Za długo byłam na dnie, za długo się z tego wyciągałam, żeby teraz znowu spaść na sam dół.
Nie mogłam płakać. To wszystko znowu, zawładnęłoby moją głową i byłoby jeszcze gorzej.
Jeśli Justin myślał, że jestem jakąś psychiczną, zakompleksioną dziewczyną, która się głodzi, tnie i prawie się zabiła, dlatego że rzucił ją chłopak, to grubo się mylił. Nie chciałam tego wszystkiego. Ani anoreksji, ani bulimii. Po prostu nie mogłam patrzeć na siebie samą. Na moje ciało. Chciałam się zmienić. Pozbyć się tego uczucia.
Nie chciałam cięcia się. To po prostu sprawiało mi ulgę. A próby samobójcze? Czasem, myślałam, że już nigdy nie stanę na nogi. Wolałam po prostu umrzeć, niż czuć się tak jak wtedy.
A to wszystko, nie miało niczego wspólnego ze mną i z Justinem. A szczególnie z nim.
- Nie jestem psychiczna, Justin. Nie zrobiłam tego wszystkiego, by czuć się lepiej, żeby inni mi współczuli. Nic nie wiesz... - warknęłam. Mimo, że prawdopodobnie był to mój najszcześliwszy dzień, od wielu miesięcy, mimo że go nadal kochałam, miałam po prostu dość. Chciałam znaleźć się w domu, z dala od niego i jego natarczywych pytań.
Myślałam, że dalej będzie naciskał.
On po prostu podszedł do mnie i mocno się we mnie wtulił. Położył swoją rękę na mojej talii, a drugą głaskał mnie po włosach. Położyłam głowę w jego ramię, wdychając jego zapach. Po moim policzku spłynęła jedna łza.
Staliśmy tak, tuląc się, kilka minut. Nawet nie wiem ile. Dla nas obojga , czas nie miał teraz znaczenia. Przytulaliśmy się, nic nie mówiąc. Słowa nie były potrzebne. W jego ramionach czułam się tak bezpieczna.
Mogłam tak zostać, całą noc, tylko go przytulając.
Potrzebowałam tego.
Potrzebowałam Justina.

*
- Nieprawda! - zaśmiałam się głośno.
- Prawda! - zawtórował mi.
Szliśmy wzdłuż brzegu, śmiejąć się od kilku minut, tak mocno, że myślałam że się popłaczę.
Od pół godziny "sprzeczaliśmy się" o to, że jestem dzieckiem nieszczęścia. Fakt, byłam łamagą, ale próbowałam za wszelką cenę, udowodnić Justinowi, że tak nie jest.
- Mnie nie okłamiesz, Vic! Nie pamiętasz jak pojechaliśmy na przejażdżkę rowerową, a ty wpadłaś w pokrzywy i złamałaś nagarstki. - zawył ze śmiechu, trzymając się za brzuch. -
Albo jak pojechałaś ze mną na koncert do Chicago, wysiadłaś z samochodu i staranowały cię fanki, które chciały wejść. Trafiłaś do szpitala ze złamanym obojczykiem.  - teraz już tarzał  się  ze śmiechu, a ja wraz z nim.
- Dobra, tym argumentem wygrałeś - zaśmiałam się, zginając się w pół, bo od śmiechu już bolał mnie brzuch. Zrobiłam jeden krok w tył, tym samym upadając tyłkiem na piasek. Po tym, jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać, aż z moich oczu spłynęło kilka łez.
Justin widząc, jak sie przewróciłam, wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem, odchodząc kilka kroków, by móc się uspokoić.
Podniosłam się lekko z piasku, otrzepując moje spodnie. Justin podszedł do mnie powoli, wciąż się śmiejąc. W jego oczach widziałam kilka łez. Chyba popłakał  się ze śmiechu. Tak jak ja.
Powoli zbliżył swoją rękę do mojej twarzy, a po chwili strzepał mi kilka zierenek piasku z włosów. Uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a nasze twarze dzieliło już tylko kilka centrymetrów. Gdy były już tak blisko, że myślałam, że mnie pocałuje, Jus  położył ręce na mojej talii, unosząc w górę z lekkością i przerzucając mnie sobie przez ramię, tak że wisiałam głową w dół.
- Justin! Puść mnie do cholery! - wrzasnęłam ze śmiechem, waląc go w plecy.
Widać zupełnie go to nie ruszyło, wręcz przeciwnie zaczął biec w kierunku morza, cały czas trzymając mnie mocno.
- Justin, ty chory idioto! Puszczaj! - krzyknęłam jeszcze raz, sprawiając, że chłopak wybuchnął głośnym śmiechem. Zaczął biegać w kółko, śmiejąc się jak mały chłopiec.
- Może jak będę cię nosił, to nie upadniesz, księżniczko. - zaśmiał się, podchodząc bliżej wody.
Księżniczko.
O mój boże.
On nazwał mnie księżniczką.
Wiem, ze dla niego to nic nie znaczyło, ale mi dawało chorą satysfakcję.
Dopiero po chwili, ogarnęłam się co się dzieje i co Justin ma zamiar zrobić.
- Oszalałeś?! Boże, jesteś psychiczny! - pisnęłam głośno, widząc, że chłopak ściągnął buty i stoi już do kostek w wodzie.
- Błagam Justin! - krzyknęłam ze śmiechem, kiedy poczułam, że Jus ściąga mi buty i rzuca je obok swoich na piasek.
Chłopak zaśmiał się, widząc moją reakcję i zaczął iść głębiej.
-  Proszę, Justiiin postaw mnie na ziemię! - wrzasnęłam, waląc piąstkami w jego kark.
- Jak sobie życzysz, złotko - parsknął śmiechem i postawił mnie w lodowatej wodzie. Myślałam że go zabiję.
- AAA! Boże, jak zimno! Jesteś chory psychicznie! Zamorduje cię! - krzyknęłam, stąpając z nogi na nogę. Woda była naprawdę zimna. Po chwili zaczęłam gonić chłopaka, a ten uciekał ze śmiechem. Chociaż i tak oboje wiedzieliśmy, że go nie dogonię. W końcu poddałam się i stanęłam kilka metrów przed nim, robiąc naburmuszoną minę.
- Vic, uspokój się! To tylko woda! - wybuchnął śmiechem, widząc jak bardzo rozgniewana jestem.
Podszedł do mnie powoli  z uśmiechem na ustach, kiedy ja stałam z rękami założonymi na piersiach, udając, że jestem bardzo obrażona.
- Vicky... Oj przestań. Wiem, że się nie gniewasz. - buknął, będąc już przy mnie.
On naprawdę myślał, że jestem obrażona. I o to chodziło! Miałam genialny plan.
- Vic... proszę, nie dąsaj się już. Przepraszam. - uśmiechnął się, podnosząc palcem mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy.
- Ale ta woda jest taka zimna... Jak mogłeś? - jęknęłam, spuszczając głowę. Musiałam przygryść wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Oj, wcale nie! Jest w sam .... - w tej chwili przerwałam mu, mocno popychając jego klatkę piersiową do tyłu, sprawiając że tym samym Justin upadł wprost do zimnej wody.
Wybuchnęłam śmiechem, widząć jak Justin po kilku sekundach się wynurza i wypluwa z ust wodę.
Zgięłam się w pół, trzymając się za brzuch.
Po chwili, chłopak do mnie dołączył. Śmieliśmy się oboje, a po chwili chłopak wyciągnął swoją dłoń w moją stronę.
- Pomożesz mi chociaż wstać? Proszę.. Ta woda serio jest zimna. - zaśmiał się, trzymajac rękę w moim kierunku.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, powoli wysunęłam do niego ręke i chwyciłam ją mocno.  Jednak zamiast  pomóc mu wstać, Justin pociągnął mnie do siebie, a ja upadłam do zimnej wody, wpadając na niego.
Po chwili wynurzyłam się. Zakasłałam i wypłułam słoną wodę, przecierając oczy i  śmiejąc się głośno, a chłopak po chwili mi zawtórował.
Woda była lodowata, więc już po chwili moje ciało zaczęło się mocno trząśc, a zęby zadrżały mi z zimna. Nie przestając się śmiać, powoli odepchnęłam się od chłopaka i wstałam. Wycisnęłam wodę z moich włosów i bluzy. Chwilę potem Justin też wstał i oboje zaczęliśmy wychodzić z morza.
- 1:1. Remis. Ze mną nie wygrasz, Vic. - powiedział Jus, podchodząc do swoich butów i zakładając je powoli.
- Ha-ha - zaśmiałam się sztucznie - Już niedługo, poczujesz na własnej skórze, jaka potrafi być Victoria Taylor - mrugnęłam ze śmiechem, wkładając moje botki.
- Czy to groźba? - Usłyszałam tuż przy moim uchu i wzdrygnęłam się, nie wiedząc, że Justin jest tak blisko.
Podniosłam się, patrząc w jego idealne, brązowe oczy.
- Powiedzmy.. że tak. - uśmiechnąłam się.
Po chwili usłyszałam dzwonek mojego iPhone'a. Wyjęłam go z mojej torebki, odblokowując ekran.
Kurwa. Tata dzwoni.
I wcześniej dzwonił z 5 razy. Musieliśmy nie usłyszeć, będąc w wodzie. Spojrzałam na godzinę. Była 22:34.
- Kurwa. Justin, musimy już wracać. - burknęłam cicho, chowając telefon.
- Musimy..? Czemu? - powiedział ze smutkiem, ciągnąc mnie za rękę, w stronę morza.
- Naprawdę, musimy. Mój tata dzwonił, jest już prawie 23. Nie chcę, żeby się martwił.
Justin westchnął głośno i spuścił głowę.
- No dobrze. Zapomniałem, że nadal nie masz 18 lat, małolato. - uśmiechnął się zadziornie, a ja walnęłam go ze śmiechem w ramię.
Wracając do samochodu, chłopak zauważył, jak bardzo trzęsę się z zimna. Gdy weszliśmy już do jego mercedesa, wyciągnął z tylniego siedzenia swoją bluzę i wręczył mi ją z uśmiechem.
- Proszę. Nie chce, żebyś się przeze mnie przeziębiła. - uśmiechnął się, zapinając pasy.
Podziękowałam mu cicho i ruszyliśmy. Oparłam głowę o okno i podziwiałam piękno tego miejsca.
Od wielu miesięcy, nie czułam się tak cholernie dobrze jak dziś. Gdybym mogła, zostałabym tam z Justinem całą noc. Ale nie chciałam martwić taty. Przez ten rok i tak ma przeze mnie dużo zmartwień.
To, że gadam z Justinem. To, że mnie przytulił. To, że się razem śmialiśmy.
To było... niesamowite. Nie sądziłam, że już kiedykolwiek się do mnie odezwie. A to wszystko... Tego w życiu bym sobie nie wyobraziła.
Po chwili Justin wyjął ze swojej skórzanej kurtki, zapalniczkę i paczkę papierosów.
Wziął jednego do ręki i puścił kierownicę, przytrzymując ją kolanem. Zapalił papierosa, zaciągając się mocno i wypuszczając dym.
- Chcesz? - spytał się, podając mi paczkę fajek, z powrotem trzymając kierownicę rękami.
- Nie, dzięki. Już nie palę. - uśmiechnęłam się.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem i już otwierał usta, żeby się o coś spytać, ale po chwili odpuścił i znowu zaciągnął się, wypuszczając dym przez małą szparkę w oknie.
Wiem o co chciał zapytać. Zwykle nie stroniłam od żadnych używek, dopalaczy, a tym bardziej papierosów. Brałam wszystko, dosłownie. Papierosy, to jedna z najłagodniejszych rzeczy, jakich używałam.
Natomiast teraz... Po prostu nie chcę. Zmieniłam się, zmieniłam moje życie. I nie chcę już wracać do tamtego.
Po kilku minutach dotarliśmy pod mój dom. Justin zatrzymał się kilka metrów dalej, odwracając się do mnie.
- Cóż, więc... Już chyba koniec. - uśmiechnął się lekko. - Naprawdę, świetnie spędziłem czas i .. mam nadzieję, że ty też.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Szczerze? To był jeden z najlepszych dni od dłuższego czasu. Dziękuję.
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Justin... - szepnełam, spuszczając głowę.
- Hmm? - powiedział, również szeptem, obracając głowę w moją stronę.
- Kiedy się zobaczymy? - baknęłam cicho, bawiąc się moimi palcami.
Teraz kiedy już się pogodziliśmy i mamy takie dobre relacje.. Liczyłam na to, że będe częściej się z nim spotykać. Nie wytrzymałabym chyba, gdyby po dzisiejszym dniu, znowu było jak wcześniej.
- Niedługo. - obdarował mnie jednym ze swoich uroczych uśmiechów. - Obiecuję.
Już miałam wychodzić, kiedy jakiś głosik odezwał się w mojej głowie.  Chciałam, to powstrzymać, ale musiałam się zapytać.
- Justin... - powtórzyłam, spuszczając głowę. Czułam się głupio, że cały czas mu przerywam i nie pozwalam mu w spokoju wrócić do domu.
- Co, Vicky? - zaśmiał się, podnosząc mój podbródek.
Teraz już nie miałam wyjścia. Gdybym teraz powiedziała "Nie w sumie nic, nieważne", wyszłabym zapewne na idiotkę.
- Odwiedziłeś mnie w szpitalu? - zapytałam cicho, dobrze znając odpowiedź.
Jego twarz natychmiast zamarła. Jego uśmiech znikł, a twarz pobladła. Nie spodziewał się tego pytania.
- Czemu pytasz? - powiedział, odwracając głowę.
- Po prostu, tata mi mówił, a ja.. chciałam się upewnić - palnełam, w ogóle nie myśląc, co mówię.
- Powiedział ci prawdę. Byłem w szpitalu, bo odwiedzałem mojego wujka. Przy okazji zobaczyłem twojego tatę w kawiarni i opowiedział mi, co się stało. - uśmiechnął się nieszczerze, znów na mnie patrząc.
Pokiwałam głową, przygryzając wargę.
- Justin... przyszłeś do mnie do sali, prawda? - odparłam, zerkając na niego.
Przełknął śline, bojąc się skąd to wiem.
- Tak, przyszłem. Ale to przy okazji, przed chwilą ci mówiłem. - powiedział, a w jego głosie, dało się wyczuć nutkę złości. Chyba już wiedział już do czego zmierzam. Tylko bał się przyznać.
Spuściłam głowę, wypuszczając cicho powietrze. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył się przed siebie. Przełknęłam ślinę, uwalniając się od dużej guli w gardle.
- Justin. Spójrz na mnie. - poprosiłam, a chłopak powoli zwrócił na mnie swój wzrok.
Dobra, Vic. Dajesz.
Jesteś silna. Dasz radę.
Wdech, wydech.
- Ja... słyszałam wszystko, co powiedziałeś wtedy w szpitalu. - baknęłam, chowając dłonie między uda i czekając na reakcje chłopaka.
Jus zacisnął mocniej szczękę i przełknął ślinę. Ponownie spojrzał się na szybę, ignorując mnie.
- Justin... Chciałam tylko..
- Powinnaś już iść. - odparł, przerywając mi. Nadal patrzył się przez okno, nie darząc mnie choć jednym, małym spojrzeniem.
- Justin. Nie. - powiedziałam stanowczo. - Musisz mnie wysłuchać.
- Naprawdę powinnaś już iść. Twój tata będzie się martwił. - spojrzał na mnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakbyśmy gadali o pogodzie, a nie o tym, że powiedział że mnie kocha. Jakby w ogóle go to nie obchodziło.
Po kilku sekundach przełknęłam ślinę i gwałtownie otworzyłam drzwiczki auta, szybko z niego wysiadając.
- Na razie. - rzuciłam, trzaskając drzwiami i idąc w kierunku domu, nie oglądając się za siebie ani razu. Po chwili usłyszałam głośny pisk opon, a samochód Justina zniknął za zakrętem.

Przekręciłam delikatnie kluczyk w drzwiach, modląc się w duchu, żeby tata już spał. Po ciemku zdjęłam buty i rzuciłam je gdzieś na bok. Udałam się cicho do salonu, widząc na kanapie mojego tatę, który już spał. Obok niego leżał jego telefon, tabletki nasenne i pusta butelka wina.  Widząc go takiego, moje serce łamało się na pół. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że przeze mnie jest w takim stanie i że jestem dla niego okropną córką. 
Wzięłam koc leżący na fotelu i delikatnie przykryłam nim tatę, starając się go nie obudzić. Wyłączyłam telewizor i na palcach udałam się na górę. Weszłam do mojego pokoju, biorąc  moją pidżamę, po czym skierowałam się w stronę łazienki.
Przekręciłam kran, żeby lała się z niego ciepła woda, po czym spojrzałam na siebie w lustrze.
Ugh, byłam wykończona. Zdjęłam z siebie spodnie, po czym zabrałam się za zdejmowanie bluzy.
Jego bluzy.
Zdjęłam ją delikatnie, po czym przyłożyłam ją do twarzy, wdychając jej zapach.
Jego zapach.
Będę musiała mu ją oddać.
Rzuciłam ją w kąt, pozbywając się reszty ubrań. Weszłam pod prysznic, a ciepłe strumyki wody, obmywały moje ciało. Wzięłam mój ulubiony, waniliowy płyn do kąpieli i powoli obmyłam nim ciało. Następnie nałożyłam na włosy szampon o zapachu czekolady. Spłukałam powoli całe ciało i włosy. Wszystkie mięśnie się rozluźniły, pomagając mi się odprężyć po całym dniu.
Który, do niedawna był idealny.
Wzięłam głęboki wdech, zsuwając się na dół po ściance prysznica.
Chciałam mu tylko powiedzieć, że słyszałam to wszystko, co mi powiedział.
Że czuję do niego to samo.
Że go kocham.
Czemu to wszystko musiało być tak bardzo skomplikowane?
Oboje się kochamy, a nie możemy być razem...
Czemu on tak bardzo bał się przyznać to prosto w oczy?
Czemu się tego tak bał?
W moich oczach wezbrały się łzy. Gdy już jedna z nich, miała wypłynąć mi po policzku, szybko przepłukałam oczy wodą, biorąc głęboki wdech i wydech.
Nie mogłam płakać.
_____________________________
No i mamy! 5 rozdział!
WIEEM, NAWALIŁAM. Ale wiecie, szkoła, obowiązki.
Za to prawie cały z Justinem ;**

+ Chciałyśmy podziękować za wszystkie miłe komentarze i pochwały!
Jesteście kochane. to naprawdę daję megaa kopa do działania
.

Następny rozdział pisze Wiktoria, powinien pojawić się za ok. tydzień ;)
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA NAS BARDZO WAŻNY, WIĘC PROSZĘ SKOMENTUJ 
I PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ W KOMENTARZU (można anonimowo)
TO TYLKO KILKA SEK.

PS. Nasz blog, dopiero się rozkręca, więc żeby nam pomóc możecie dać linka na TT lub FB :) Albo chociaż powiedzieć koleżankom.

Much love <3
~LAURA

19 komentarzy:

  1. Sfsfvfdv kocham

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku kocham <3 czekam na <3 !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super �� Szkoda ze Justin nie mógł się przyznać ze ja kocha :/ no ale fajnie spędzili ten dzień, tylko pod koniec się troszkę skiepscilo :D do nn

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny, dodawaj częściej rozdziały <333 kocham cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy czekam na następny
    :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie sie czyta :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Oo dobre opowiadanie :) czekam na kolejny :))

    OdpowiedzUsuń
  8. wspaniały jak zawsze zresztą

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietny *.* ♥
    Kiedy kolejny rozdzial ? :C

    OdpowiedzUsuń