poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 7 "Go ask your lover"

Upragniony dzwonek, przerwał wywody pani Jones na fascynujący temat literatury w XX wieku, ogłaszając koniec lekcji. Z ulgą spakowałam moje rzeczy do torby, po czym wyszłam z klasy, udając się w stronę szafek. Na drugim końcu korytarza, zobaczyłam Emily, idącą w moją stronę.
- Hej Vic. - cmoknęła mnie w policzek, mimo że, widziałyśmy się już rano.
- Hej laskaa. - uśmiechnęłam się.
Gdy kilka dni temu, zostałam potraktowana jak jakas służąca przez Selenę, udałam się do Emily. Jedynej osoby, na której mogłam polegać. Gdy powiedziałam jej całą historię o tym, jak Jim przyszedł do mojego domu i o tym, jak wymierzył mi policzek, a potem o tym jak Selena była w pokoju Justina, mina Emily wyglądała jakby zaraz miała ich wszystkich zabić. Mimo, że bardzo lubiła Justina i zawsze była za naszym związkiem, tak teraz uważała, że jest kompletnym dupkiem. I miała rację, w końcu jaki chłopak, zaraz po tym jak wyznaje ci miłość - mimo, że on nie wiedział, że ja to słyszę, ale pomińmy tę cześć - zaprasza do siebie swoją byłą/aktualną dziewczynę, która potem każe ci pozmywać naczynia?
Nie wiedziałam, o co chodzi z Sel, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Kiedyś ze sobą chodzili, ale potem Justin zerwał z nią, by móc być ze mną. Żadne z nich nie miało złamanego serca, ponieważ cały ten ich "związek" był ustawiony. Ale teraz, po tym jak dostałam to zdjęcie od Jimmiego i jak zobaczyłam Selenę, w jego apartamencie, niczego nie byłam już pewna. Może nagle poczuli do siebie wielką miłość i znów są razem?
Whatever.
- Słuchaj, muszę iść. - posłała mi przepraszające spojrzenie. - Nie gniewasz się? To znaczy, miałyśmy iść razem na miasto, ale nagle Matt wysłał mi SMS-a, żebyśmy sie spotkali, bo ma dla mnie niespodziankę. - na ostatnie słowa, rozpromieniła się, co wywołało u mnie szczer y uśmiech.
- Przestań tyle gadać i spadaj do niego. - zaśmiałam się, popychając ją lekko w stronę drzwi, a gdy posłała mi niepewne spojrzenie, dodałam: - IDŹ, Em!
Po kilku minutach grzebania w mojej szafce i zostawienia niepotrzebnych rzeczy, wyszłam na zewnątrz, czując jak ciepłe, lekkie powietrze otula moją twarz.
Wyjęłam mój telefon z torby i odblokowałam go ruchem palca.
6 nieodebranych połączeń. Zgadnijcie od kogo... Tsa. Justin.
Zignorowałam je, przewracając oczami. Od tamtego incydentu z Seleną, wydzwania do mnie cały czas. Czy on nie umie załapać, że nie mam ochoty z nim rozmawiać?
Gdy zrobiłam kilka kroków stronę mojego samochodu, usłyszałam jak ktoś woła moje imię.
- Victoria!
Rozejrzałam się po boisku i po schodach do wejścia, gdy nagle ujrzałam Louisa, biegnącego w moją stronę.
- Sorry, że ci przeszkadzam, ale mam do ciebie sprawę. - powiedział zdyszany, po czym posłał mi szeroki uśmiech.
Mimo, że nie odnowiliśmy jeszcze starej przyjaźni, to przez te kilka dni, od tej niefortunnej lekcji angielskiego, coraz więcej ze sobą gadamy i zdaję się, że nasze relacje idą w dobrym kierunku.
- Hej Louis. Nic nie szkodzi, w zasadzie nigdzie się nie spieszę. - uśmiechnęłam się.
- Okej. W każdym razie, chciałem cię o coś zapytać. Jak wiesz, mój ojciec jest producentem  i często dostaje jakieś zaproszenia na premiery czy coś w tym rodzaju. - zaczął, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem - A gdy powiedział, że ma dwa bilety na premierę najnowszego filmu z Lily Collins, ale niestety nie może jechać, od razu zapytałem czy nie może mi ich dać.
No i... ponieważ jest ich 2, to pomyślałem sobie, że może ty chciałabyć pojechać. Wiesz, ten film jest też z Samem Claflinem, a do tego w Nowym Jorku, więc...
Na jego ostatnie słowa, głośno zapiszczałam, zwracając uwagę paru osób, po czym rzuciłam mu się w ramiona.
- O mój boże! - krzyknęłam, gdy już zwolniłam uścisk. - Louis, uwielbiam Cię! Film w NOWYM JORKU z Samem Claflinem w roli głównej...! To jest więcej, niż mogę sobie wyobrazić!
- wrzasnęłam z radością.
Może zachowywałam się w tej chwili jak wariatka, bo skakałam i piszczałam jak szalona, ale nie oceniajcie mnie. Nowy Jork, to od dawna było moje marzenie. Nigdy wcześniej tam nie byłam, a zawsze gdy widzę Statue Wolności czy Empire State, zapiera mi dech w piersiach. Do tego Sam Claflin... Najprzystojniejszy aktor na ziemi. I ja miałam go zobaczyć na premierzę? Nadal nie mogłam uspokoić oddechu.
- Spokojnie, Vic! - zaśmiał się Louis, kiedy ponownie go przytuliłam i wydałam z siebie pisk. - Kiedyś ty, zabrałaś mnie na koncert Lady Gagi, więc pomyślałem, że się odwdzięczę. - uśmiechnął się, powodując u mnie obrazy wspomnień z tego dnia. Było fantastycznie. Wtedy moje życie było idealne.
Gdy obgadaliśmy jeszcze parę rzeczy organizacyjnych, Louis zaproponował pójście do McDonald's, a ponieważ nie miałam nic lepszego do roboty, zgodziłam się.
Przez parę godzin gadaliśmy, wygłupialiśmy się i wspominaliśmy najlepsze momenty naszej przyjaźni, ale kiedy zobaczyłam, że jest już ósma, musiałam wracać do domu.

Justin's POV

"Hej, tutaj Victoria. Nie mogę teraz gadać, zostaw wiadomość po sygnale." - usłyszałem znowu ten głos, rozbrzmiewający w mojej słuchawce i miałem ochotę rzucić moim telefonem przez okno. Od kilku dni nie odbierała ode mnie żadnych telefonów, smsów, nic.
Kilka razy nawet, próbowałem sobie przypomnieć, czy w czasie naszego ostatniego spotkania, powiedziałem lub zrobiłem coś nie tak, ale nie mogłem sobie nic przypomnieć.
Byliśmy w Starbucksie - cóż, ona była, a ja siedziałem w samochodzie, by uniknąć ataku moich fanek - a potem odwiozłem ją do domu. Wydaję się, że to nic za co mogła się obrazić.
Próbowałem wytłumaczyć sobie to tym, że może ma zepsuty telefon lub po prostu była bardzo zajęta, ale za dobrze znałem Vic. Ona nie umiała przeżyć jednego dnia, bez telefonu.
 W piątek, gdy od naszego spotkania minęło już 5 dni, uznałem, że nie będę dłużej czekać.
Ponieważ za kilka godzin miałem lot do Nowego Jorku na premierę jakiegoś filmu, postanowiłem zrobić to od razu. Wysłałem do Victorii SMS-a, w duchu mając nadzieję, że mi odpowie.

                                                 Musimy pogadać. x

Wahałem się czy dodać buziaczka na końcu, ale w uznałem, że nie będzie to niestosowne.
Wsiadłem do mojego białego BMW, dziękując w myślach, za to, że nie spotkałem po drodze żadnej Belieber i pojechałem pod dom Vic. Gdy dojechałem na miejsce, zatrzymując się kilkanaście metrów od jej domu, zobaczyłem, że ktoś właśnie wychodził. Po dłuższym przypatrzeniu się, rozpoznałem Victorię. Po kilku sekundach, zobaczyłem, że w ręku trzyma dużą, czerwoną walizkę. W mojej głowie utworzyło się już setki scenariuszy. Zanim jednak zdążyłem zareagować i podbiec do niej, dziewczyna wsiadła do stojącej na chodniku taksówki, której wcześniej nie zauważyłem.
- Vic! Stój! - krzyknąłem, podbiegając do niej pędem, ale taksówka już ruszyła i po kilku sekundach, zniknęła za rogiem.
Przejechałem ze złości po moich włosach, ciągnąc mocno za końce i warknąłem sam do siebie. Jeszcze raz spojrzałem na drogę, na której przed chwilą jechała taksówka, mając cichą nadzieję, że może zawróci, po tym jak Victoria mnie usłyszała, ale nic takiego się nie stało.
Z frustracją i jednocześnie smutkiem, że nie udało mi się z nia porozmawiać, wróciłem do samochodu i szybko podjechałem pod mój apartament. W holu stał już mój menadżer, z którym przywitałem się męskim uściskiem.
- Hej Justin. - powiedział, podając mi moją walizkę.
- Siema, Scooter. - odpowiedziałem mu.
- Samolot już na ciebie czeka. Niestety z tobą nie pojadę, mam masę pracy. - odparł Braun*, po czym westchnął cicho. Widać on też nie miał dziś dobrego dnia.
- Ugh, czemu? - jęknąłem. - Będę się nudzić. - dodałem.
- Uwierz, mi gdybym mógł, pojechałbym. Myślisz, że chcę przegapić zobaczenia Lily Collins na żywo? - parsknął śmiechem, na ostatnie słowa, a ja mu zawtórowałem.
- Dobra, wierzę ci. - zachichotałem. Oboje wiedzieliśmy jak bardzo kochał Lily i zawsze mi zazdrościł, ponieważ była moją dobrą kumpelą.
Po tym jak pożegnaliśmy się, wsiadłem z powrotem do mojego samochodu i podjechałem na lotnisko.
- Dzień dobry, panie Bieber - przywitała się stewardessa z uśmiechem, gdy wsiadałem na pokład. Potem wskazała na duży fotel obok okna, a ja wygodnie się w nim usadowiłem.
Plus bycia bogatym - możesz pozwolić sobie na prywatny odrzutowiec i oszczędzić sobie latania tymi tanimi liniami, w których było wygodnie jak w dupie. Czyli w ogóle.
Po kilku minutach stewardessa wręczyła mi colę z odrobiną whisky - musiałem być trzeźwy na premierzę - i nachosy serowe. Podziękowałem jej, biorąc jednego, po czym znowu ogarnęły mnie myśli o Vic. Ostatnio cały czas myślałem tylko o niej.
Gdy zobaczyłem walizkę w jej ręcę, do głowy przyszedł mi pewien absurdalny pomysł, że się wyprowadza. Ale potem doszłem do wniosku, że to niemożliwe. A przynajmniej miałem taką nadzieję. Po kilkudziesięciu minutach rozmyślania o niej i o tym czemu nie chciała ze mną gadać, odpłynąłem w głęboki sen.
*
- Witamy na premierze długo wyczekiwanej produkcji: Love, Rosie! Mamy nadzieję, że film okaże się dla państwa mile spędzonym czasem. Życzymy miłego seansu. - w głośnikach rozbrzmiał miły, damski głos, po czym w całej sali zgasły światła.
Film trwał trochę ponad godzinę, a w czasie niego kilka razy widownia wybuchała śmiechem, a na końcu niektórzy mieli łzy w oczach. Ogółem, film był całkiem fajny.
Po zakończeniu, główni aktorzy czyli Lily i Sam, powiedzieli jeszcze kilka słów podziękowań, po czym wszyscy udali się do głównej sali, gdzie na wszystkich czekał czerwony dywan, fotoreporterzy, ale także dobre jedzenie i drinki.
Siegnąłem po jednego, a chwilę później podbiegła do mnie Lily.
-  Justin! - zawołała z radością, przutulając mnie mocno. - Tak się cieszę, że przyszłeś! - pisnęła ze śmiechem. Uwielbiałem w tej dziewczynie to, że prawie cały czas miała uśmiech na twarzy.
- Jak mógłbym to przegapić, Lils. - mrugnąłem do niej - Przy okazji, świetny film. Chyba twój najlepszy. - przyznałem szczerze.
- Naprawdę? - rozpromieniła się, a po tym jak kiwnąłem głową, ona posłała mi wdzięczny uśmiech. - Dziękuję Justin, wiele dla mnie znaczy Twoja opinia.
- Nie ma za co, mówię tylko prawdę - zaśmiałem się. - Ah, teraz sobie przypomniałem! Mój menager, Scooter z wielką chęcią chciałby cię poznać i przesyła pozdrowienia. Niestety nie mógł dzisiaj przyjść. - dodałem ze śmiechem.
- Serio? - Lily zmarszczyła brwi, po czym parsknęła śmiechem. - Ja również z chęcią go poznam. Niech zadzwoni, to się umówimy. - dodała, poruszając zabawnie brwiami.
Chwilę później porwał ją jakiś reporter, a ona posłała mi przepraszające spojrzenie.
Serdecznie jej teraz współczułem. Pewnie nie miała ani sekundy spokoju, bo ci natrętni, pieprzeni paparazzi i dziennikarze, chodzili za nią wszędzie.
Jak na zawołanie, chwilę potem podszedł do mnie jakiś spedalony, uśmiechający się sztucznie mężczyzna, który przedstawił się jako Marc i zapytał czy może zadać parę pytań do gazety "Chicago Everyday".
- Jak ci się podobał film, Justin? - spytał, udając zainteresowanie.
- Był świetny. - odparłem krótko.
 Tak jakbym mógł odpowiedzieć inaczej.
- Widzę, że masz marynarkę z nowej kolekcji Armaniego. Możesz nam powiedzieć więcej o tym co masz na sobie? - powiedział.
- No więc.. - zacząłem, nie bardzo wiedzieć co mam powiedzieć. - To są dżinsy - wskazałem na nie ręką. - A to buty. - uśmiechnąłem się, tym razem wskazując na moje obuwie.
Dziennikarz wydawał się być zdezorientowany i spojrzał się na mnie jak na idiotę.
Nie moja wina, jak już wspominałem, nie znam się na tym. Wolę znać się na muzyce.
Marc zadał mi kolejne pytanie, ale ja go nie słuchałem, ponieważ w tamtej chwili zobaczyłem  j ą. Miała na sobie uroczą, krótką sukienkę w kolorze pudrowego różu, a włosy opadały falami na jej odkryte ramiona. Stała kilka metrów ode mnie, wydawała się być nieco zagubiona.
- Emm, wybacz mi na momencik. - rzuciłem do Marca, po czym pewnym krokiem, ruszyłem w jej stronę. Wiedziałem, że nie będzie to łatwa rozmowa, a ja wolałem nie robić scen przy wszystkich, więc przechodząc obok niej, potrąciłem ją lekko w ramię, by mnie zauważyła. Gdy już to zrobiła, rzuciła mi zdezorientowane spojrzenie, pewnie nie spodziewając się mnie tutaj, ale po kilku sekundach, niepewnie poszła za mną. Skierowałem się w stronę łazienek i otworzyłem drzwi do męskiej. Chwilę potem, przez drzwi przeszła Victoria.
Stanęła naprzeciwko mnie, zakładając ręce na piersi.
- Co ty tu robisz?
- Mój kumpel, Louis mnie zabrał. Miał 2 zaproszenia. - odpowiedziała sucho, nawet na mnie nie patrząc. - A co ty to robisz?
- Zaprosili mnie. Lily to moja przyjaciółka. - baknąłem. Nadal wydawała się być na mnie zła
- Oh, widzę, że masz ich dużo. - syknęła, uśmiechając się sztucznie. - Selena też należy do grona twoich przyjaciół? Czy to może ktoś więcej? - dodała, posyłając mi jadowite spojrzenie.
- Co?... O co ci cho... Nieważne. - uznałem, że lepiej nie chcę wiedzieć, co sobie znów wymyśliła. - . - Czemu ode mnie nie odbierasz? Dzwoniłem chyba z pięćdziesiąt razy... - miałem nadzieję, że w końcu dowiem się o co jej chodzi.
- Zapytaj się swojej ukochanej. - prychnęła.
Podeszłem do niej kilka kroków, tak, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
- Właśnie się jej pytam. - odpowiedziałem cicho, mimo że tylko my byliśmy w łazience.
Ona spojrzała mi w oczy, a ja poczułem, że jest zdezorientowana. Pochyliłem się nad nią nieco, ponieważ byłem od niej o wiele wyższy i delikatnie musnąłem jej wargi. Gdy tylko nasze usta się zetknęły, ona odwzajemniła pocałunek z dwukrotną siłą, wplątując mi rękę we włosy. Objąłem ją lekko w talii, po czym kopniakiem otworzyłem drzwi najbliższej kabiny i wepchnąłem nas do niej. Wolałem nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby ktoś wszedł tutaj i zobaczył nas całujących się.
Jedną rękę owinąłem wokół jej pasa, a drugą położyłem na jej karku, jeszcze bardziej ją do siebie zbliżając. Ona mierzwiła mi włosy i popchnęła na ścianę kabiny. Nasz pocałunek coraz bardziej się pogłębiał. Tak jakbyśmy oboje przez ten cały rok na niego czekali. Nasze usta idealnie do siebie pasowały. Tak bardzo tęskniłem za jej zapachem, za jej wargami, że nie mogłem się powstrzymać, by nie przejechać ustami po jej dolnej wardze, prosząc o dostęp. Ona natychmiast mi go udzieliła, uchylając nieco usta, po czym nasze języki zaczęły walczyć o nominację. Myślę, że posunęlibyśmy się jeszcze dalej, gdyby nie Louis, przyjaciel Vicki, psujący naszą chwilę.
- Vic! Gdzie ty jesteś? Widziałem jak tu wchodzisz, więc gdziekolwiek jesteś, lepiej wyjdź! - zawołał. Jakie szczeście, że ukryliśmy się w kabinie.
Jednak po chwili, Victoria uchyliła lekko drzwi i niepewnym krokiem wyszła z kabiny, ciągnąc mnie za sobą. Gdybyście widzieli wtedy minę Louisa. To było bezcenne.
- Co wy.. - zaczął, wytrzeszczając na nas oczy i uchylając nieco usta. - Co, co wy tu ro.. robiliście? - wyjąkał, nadal będąc całkowicie zszokowanym. Wszyscy wiedzieli, że zerwaliśmy ponad rok temu.
Wymieniliśmy z Vicki szybkie spojrzenia, po czym nie będąc w stanie dłużej się powstrzymywać, wybuchnęliśmy śmiechem. Louis wydawał się być jeszcze bardziej zdumiony, bo zrobił przerażoną minę, jakby miał przed sobą dwóch idiotów, po czym przenosił wzrok to na mnie, to na Vic.
- Okeeeey. Jesteście dziwni. - wydukał, powodując u nas jeszcze większy śmiech.
Po kilku minutach, oboje się ogarnęliśmy, a mnie ze śmiechu aż bolał brzuch.
- Tak właściwie, to.. po co tu przyszłeś Louis? - spytała Vic ze śmiechem.
- Chciałem cię znaleźć i wyjść... koszmarnie tu nudno. - skrzywił się.
- Tsaa, masz rację. - przyznała dziewczyna.
Nagle wpadłem na genialny pomysł.
- A co powiecie na spacer po Nowym Jorku?

Victoria's POV

Kilka minut później wszyscy troje szliśmy ulicami Upper West Side. Byłam w NY po raz pierwszy, ale mimo to już teraz byłam całkowicie zakochana w tym mieście. Szliśmy obok przepływającej tam rzeki i wysokich drzew, a blask księżyca oświetlał nam drogę. Słychać było silniki przejeżdżających temtędy samochodów. Całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Nowy Jork to miasto, które nigdy nie zasypia. Mimo, że dochodziła druga w nocy, ruch na ulicach był taki jak o 12 w południe.
- Więc.. od kiedy znów jesteście razem? - spytał Louis, przerywając ciszę.
Justin spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- A skąd podejrzenie, że jesteśmy? - parsknął.
-  No bo... byliście w łazience i ..
- Może zmienimy temat? - przerwałam mu, uśmiechając się. - Ale tu pięknie, no nie? - rozejrzałam się dookoła, choć w środku coś nie dawało mi spokoju.
Czyżby Justin nadal uważał mnie tylko za przyjaciółkę?
  "A skąd podejrzenie, że jesteśmy?"
 Było to trochę przykre, zważywszy na to, że zaledwie pół godziny temu mnie pocałował. Miałam nadzieję, że w końcu przyzna się do tego co powiedział w szpitalu, a po naszym pocałunku byłam wręcz pewna, że wszystko się zmieni i znów będziemy razem. Ale to co powiedział, mówiło wyraźnie co innego.
Doszliśmy właśnie do dużej fontanny, położonej w mini "parku" i otoczonej drewnianymi ławkami. Chłopacy rozmawiali o jakimś ostatnim meczu Brooklyn Nets, więc podeszłam do fontanny i przejechał jednym palcem po tafli wody.
- Boże, jaka zimna - Skrzywiłam się.
Kątem oka zauważyłam jak chłopcy wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
- O nie! NIE! - krzyknęłam, ale było za późno, bo Justin juz chwycił  mnie pod pachami, a Louis złapał mnie za nogi. Mimo, że wyrywałam się i  na sekundę znowu stałam na ziemi, to jednak oni okazali się być silniejsi i już po chwili wylądowałam w fontannie.
Woda była lodowata. Chłopacy wrzucili mnie tak mocno, że zamoczyłam nawet głowę. Widać bardzo ich to bawiło, bo ich śmiech było słychać nawet pod wodą.
Moje całe ciało drżało z zimna, gdy się wynurzyłam. Miałam wrażenie, że całe zdrętwiało, a moje zęby szczękały z zimna.
- Wy... - wskazałam na nich palcami, a oni nadal się śmiali. - ZABIJĘ WAS!! -krzyknęłam, nieco rozbawiona całą tą sytuacją, po czym wyskoczyłam z fontanny, chlapiąc ich wodą.
*
____
Hejka kochani!
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał ♥
Następny już niedługo!

Dziekujemy za wszystkie pozytywne komentarze, jesteście najlepsze!
KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA NAS BARDZO WAŻNY, WIĘC PROSZĘ SKOMENTUJ 
I PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ W KOMENTARZU (można anonimowo)
TO TYLKO KILKA SEK.
much love
~LAURA 

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 6 "I think you are own me something, baby"


Justin's POV

- Ona jest cudowna- powiedział rozmarzony Ryan pokazując mi zdjęcie Olivii, którą poznał wczoraj w klubie. - Nie mogę się już doczekać dzisiejszej imprezy. A ty idziesz? Ostatnio w ogóle nie masz na nic czasu...- dodał po chwili przewracając oczami kiedy zorientował się że go totalnie nie słucham. - Myślisz o niej, prawda?-spytał rzucając mi znaczące spojrzenie.
-Kogo masz na myśli mówiąc 'o niej'- zaśmiałem się podkręcając piłkę na jednym palcu, spojrzałem na zegar.- Stary ja będę się już zbierał. Widzimy się jutro w studiu, Tylko grzecznie tam z Olivią- posłałem mu szeroki uśmiech, pożegnałem się i wyszedłem z jego apartamentu. Wychodząc z klatki założyłem kaptur na roztrzepane włosy i włożyłem ręce w moje spodnie pozwalając kciukom wystawać, udałem się w stronę mojego białego BMW. Kiedy miałem już wsiadać usłyszałem radosne piski. Odwróciłem się w stronę dźwięku. Była to jak zdążyłem zauważyć grupka Beliebers. Schowałem kluczyki z powrotem do kieszeni bluzy i podszedłem do dziewczyn.
*
Jadąc samochodem włączyłem radio.  Stając na światłach sięgnąłem jedną ręką do schowka. Zerknąłem i zobaczyłem telefon Vicky, cicho westchnąłem i wyjąłem z niego paczkę papierosów, wziąłem jednego, włożyłem do ust i zapaliłem kierując się w stronę szkoły dziewczyny. Gdy dym zaczął rozprzestrzeniać się po całym samochodzie, otworzyłem okno.

 Victoria's POV

-Emily... Przestań, niszczysz sobie tym życie. - powiedziałam siedząc obok dziewczyny na ławce przed szkołą, kiedy ta zapalała trzeciego papierosa w ciągu tej godziny- Ktoś na Ciebie czeka - jęknęłam. Szczerze powiedziawszy, nie była to pozytywna reakcja. Nie przepadałam za tym chłopakiem, ale dla Emily był on ideałem.
-Vic, jestem zestresowana i dobrze o tym wiesz! - powiedziała dając mi swoim wzrokiem do zrozumienia żebym skończyła. -No nie złość się na mnie... lepiej mi powiedz czy dobrze wyglądam! Chyba nie chcesz, żebym się skompromitowała- zaśmiała się poprawiając włosy puściła do mnie oczko na co przewróciłam oczami.
-Do jutra.- Pożegnałam ją dając buziaka w policzek.
Nie byłam zła na Em, ale nie lubiłam wracać sama do domu, zdecydowanie lepiej czułam się w towarzystwie przyjaciół. Stanęłam nieruchomo czując kogoś ręce owinięte dookoła talii.
-Stęskniłaś się?-szepnął znajomy głos do mojego ucha.
-Jak za nikim innym. -powiedziałam próbując, aby zabrzmiało to wystarczająco ironicznie, żeby w to uwierzył, ponieważ prawdą było to że po ostatniej rozmowie czułam się głupio, że na niego tak naskoczyłam.
-Ohh, jestem tego pewien. -odparł przygryzając wargę -Podwieźć Cię do domu?

Justin's POV

Gdy dziewczyna nie patrzyła wsunąłem jej iPhone'a,którego zgubiła w trakcie koncertu, do torebki.
- Justin, mój dom jest w tamtą stronę. - przypomniała wskazując palcem gdzie powinienem skręcić
- Wiem.
-No to... dlaczego jedziemy gdzie indziej?-spytała zdziwiona.
- Bo tak. - odpowiedziałem krótko, na co dziewczyna jęknęła. Zaśmiałem się cicho na jej reakcję.
- Justin zatrzymasz się na chwilkę?- spytała dziewczyna, widząc Starbucks'a.
Zjechałem na parking i zaparkowałem blisko wejścia.
- Co Ci zamó...-nie zdążyłem nawet dokończyć, bo dziewczyna mi przerwała.
-Poczekaj. -uśmiechnęła się szczerze i wyszła z samochodu zanim zdążyłem się sprzeciwić. Victoria zawsze taka była odkąd pamiętałem, zawsze musiała postawić na swoim.

Victoria's POV

Popchnęłam drzwi, wchodząc do mojej ulubionej kawiarni, od razu z wejścia przywitał mnie cudowny zapach mojego ulubionego napoju, który sprawił że miałam na niego jeszcze większą ochotę. Podeszłam do lady, złożyłam zamówienie i czekając na jego odbiór zaczęłam przeglądać Tumbrl'a. Kątem oka zauważyłam, że kobieta położyła na stolik zamówione przeze mnie napoje i ciasteczka zapakowane na wynos.
- Dziękuję.- powiedziałam uprzejmie, próbując niezdarnie ułożyć wszystko tak, aby niczego nie upuścić w drodze do auta. Kiedy udało mi się, uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i rozkojarzona odwróciłam się w stronę auta, wpadając na kogoś, przez kogo zostałam oblana ciepłym napojem.
-Uważaj jak chodzisz kurwa! -syknął chłopak, wycierając ciecz ze swojej koszulki.
- Przepraszam.-szepnęłam, podając chłopakowi serwetki. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, bo cały czas była spuszczona w dół na koszulkę, ale mogłam przysiąc że skądś znam ten głos. Chłopak widocznie nie miał ochoty chodzić z mokrą koszulką, bo zdjął ją jednym ruchem ukazując swój idealny tors.
Spojrzał na mnie z szyderczym uśmieszkiem. Mogłam tam spotkać każdego. Ale czemu akurat teraz, musiałam wylądować tu przed tym samym Starbucks'em, co Jimmy i jak by jeszcze tego było mało, wylać na nas obojga jego kawę.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej kochanie. -powiedział, nie zmieniając wyrazu twarzy, kiedy przyłapał mnie na patrzeniu na jego tors. Spojrzałam na niego przerażona, a mój odcień skóry, mógłby konkurować z białą kartką papieru.
-Nie przeceniaj się. -spojrzałam na niego tak, jak bym chciała go zabić.
-Ej, spokojnie shawty, nie denerwuj się tak. Myślę jednak, że jesteś mi coś winna, kochanie. -Zaśmiał się. Miałam go w tym momencie serdecznie dosyć. Nie mówiąc już nic, przeszłam kawałek i usiadłam w samochodzie Justina podając mu jego ulubioną kawę i ciastko. Chłopak podziękował i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Coś się stało? -spytał wyraźnie zmartwiony.
- Nie, jest okey. Po prostu źle się czuję. Możesz zawieść mnie do domu?- spytałam, starając się, aby mój głos był jak najbardziej przekonujący. Chłopak wiedział, że coś jest nie tak, ale tylko przytaknął,  a ja odwróciłam głowę w stronę okna.
*
Zdjęłam delikatnie buty z moich stóp i rzuciłam moją torbę na schody. Byłam totalnie wyprowadzona z równowagi. Sam widok tego chłopaka sprawiał, że miałam ochotę zwrócić moje drugie śniadanie. Chcąc się jakoś zresetować usiadłam na kanapie, położyłam nogi na stoliku i zaczęłam skakać po kanałach szukając czegoś ciekawego w TV. Gdy znalazłam coś, co mogłoby mnie zaciekawić, wzięłam ze stołu szklankę i nalałam sobie lemoniady.
- Victoria! -usłyszałam głos Maggie z kuchni. Przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim, ale znając moje szczęście zaraz zaczną sie pytania 'jak w szkole?'ect.
Wzięłam moją szklankę i udałam się za głosem.
Przekraczając próg pomieszczenia, dostałam szoku widząc Jimmiego i upuściłam szklane naczynie z ręki, które po spotkaniu z podłogą rozbiło się na setki małych elementów.
-Twój kolega przyszedł spytać się, czy wszystko z tobą w porządku, a nawet zaoferował Ci pomoc w matematyce. -Maggie wypiła ostatni łyk herbaty -A ja lecę do pracy- wyszła, wysyłając mi znak, że trzyma kciuki. Żeby ona wiedziała jaki jest ten skurwiel...
-Właściwie to chciałem ci przekazać notatki z angielskiego. Pomyślałem, że po tak długiej przerwie w szkole, przydadzą Ci się - powiedział przesłodzonym głosem, wyciągając zeszyt w moją stronę. Wszystkie wspomnienia z przeszłości z nim związane zaczęły przebiegać mi przez myśli, co sprawiało że miałam ochotę płakać. Popatrzyłam na niego szyderczo.
- Wypierdalaj z mojego domu. Nie chcę cię więcej widzieć!- krzyknęłam, popychając go dwoma rękami. Nie ruszyło go to wcale, ale ja szybko tego pożałowałam, bo poczułam pieczenie na policzku.
-Zamknij mordę. Dziwko.- syknął przypierając mnie do ściany, przytrzymywał moje nadgarstki, tak że nie mogłam wykonywać żadnych ruchów.
-Od tej pory masz robić wszystko tak, jak ja chcę... bo chyba nie chcesz, żeby ktoś się dowiedział, prawda? - dodał z szerokim uśmiechem. Zadał mi cios w brzuch, puszczając mnie tak, że upadłam z hukiem na podłogę, zwijając się z bólu.
- Do zobaczenia...- zaśmiał się i opuścił dom.

Kiedy ból trochę minął, wstałam z podłogi roztrzęsiona. Bałam się być sama w domu. Szczególnie, że miałam być tu bez nikogo również w nocy. Poczłapałam do mojego pokoju, wzięłam moją sportową torbę i powrzucałam do niej na szybko, najbardziej potrzebne mi rzeczy. Przewiesiłam ją sobie przez ramię i wyszłam z domu, dzwoniąc po taksówkę.
*
Pół godziny później znajdowałam się przed wielkim apartamentowcem. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam. Był już wieczór, więc na dworze wiał nieprzyjemny wiatr. Otuliłam się dokładnie sweterkiem i przeszłam przez szklane obrotowe drzwi, ciągle ocierając łzy, które regularnie spływały mi po policzkach.
Kiedy znajdowałam się już na znajomym mi piętrze, podeszłam do drzwi na końcu korytarza i wcisnęłąm dzwonek.
Drzwi prawie natychmiast zostały otwarte, przez znajomą mi dziewczynę. Selena miała włosy spięte w niesfornego koczka, a jej ciało było okryte białym szlafrokiem.
-Gdzie tak długo byłaś?... -spytała pretensjonalnie, wręczając mi stertę brudnych naczyń.
- Masz dziś dużo pracy. I nie zapomnij wytrzeć kurzów. A jak idziesz do kuchni, to zamów mi od razu...- nie dałam jej skończyć. Wyrzuciłam naczynia do kosza który stał przy drzwiach. I odeszłam.
Dlaczego ona tam była? Czy oni są razem? Te pytania nie dawały mi spokoju. Ale teraz miałam inny problem. Nie widziałam do kogo mam iść, bo do domu nie zamierzałam dziś wracać.

 Justin's POV

-Myślę, że musisz poszukać nowej sprzątaczki.- parsknęła dziewczyna, siadając na fotelu obok mnie. -A wracając do tematu Justin, powinieneś poważnie przemyśleć tę propozycję. Nie oszukujmy się, schodzisz na psy, Bieber. Tracisz wszystko dookoła. Nie niszcz sobie życia. Odezwij się jak zmądrzejesz...-Selena zdjęła szlafrok, założyła płaszcz, który wisiał przed chwilą na wieszaku i wyszła żegnając się ze mną.

Usiadłem na kanapie i sięgnąłem do kieszeni moich spodni, po paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i zapaliłem. Czułem się strasznie samotny. Nie wiedziałem czym to jest spowodowane, ale wiedziałem jedno. Tylko przy Vicky to uczucie znikało. Znowu poczułem, że jest dla mnie niczym narkotyk. Ja musiałem ją mieć.

_______________
Jest rozdział 6!
Przepraszam, że tak długo na niego musieliście czekać, ale tak jak wspominałyśmy w poprzednim poście, było to spowodowane na początku brakiem czasu, a później trafiłam do szpitala. Jest już troszkę lepiej, więc udało mi się coś dla was napisać misie:)

+ Chciałyśmy podziękować za wszystkie miłe komentarze i pochwały!
Jesteście kochane. to naprawdę daję megaa kopa do działania
.

Następny rozdział pisze Laura, powinien się niedługo pojawić ;)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA NAS BARDZO WAŻNY, WIĘC PROSZĘ SKOMENTUJ 
I PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ W KOMENTARZU (można anonimowo)
TO TYLKO KILKA SEK.

PS. Nasz blog, dopiero się rozkręca, więc żeby nam pomóc możecie dać linka na TT lub FB :) Albo chociaż powiedzieć koleżankom. 

Much love <3
~Wiktoria

wtorek, 30 grudnia 2014

Życzenia + informacja ♥

Hej kochani,
Na wstępie chciałyśmy Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku, aby był jeszcze lepszy niż 2014, żebyście spędzili go w gronie rodziny i przyjaciół i żebyście przeżyli niesamowite chwile. ♥
Mamy nadzieję, że Święta mineły Wam dobrze i radośnie i że prezenty was ucieszyły. ;)

Chciałyśmy też poinformować Was, odpowiadając tym samym na masę pytań, że BLOG NIE JEST ZAWIESZONY. Rozdział 6 pojawi się już niedługo. Jeszcze nie wiadomo za ile dokładnie, nie chcemy nic obiecywać, ale postaramy się żeby rozdział był jak najszybciej. Powodem było oczywiście brak czasu, bo pod koniec ferii miałyśmy dużo nauki, a potem jedna z nas miała problemy zdrowotne, ale jest już lepiej.

Więc, jeszcze raz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥

~Wiktoria&Laura

___
ps. Założyłam nowego bloga, jeśli jesteście zainteresowani napiszcie na priv [klik] na fb. :)♥
Much love,
~Laura



piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 5 "As you wish, baby"



   Victoria's POV

- Justin...? - powiedziałam. wytrzeszczając oczy.
Kompletny szok.
Niedowierzanie.
Przyspieszone bicia serca.
To był sen. Tak, to zdecydowanie musiał być sen, bo chyba on nie przyszedł tu na prawdę?
- Em... Hej. - odparł, wyraźnie nie wiedząc jak ma się zachować.
Cicho wypuściłam powietrze, spuszczając głowę. Powstrzymałam się od uszczypnięcia się w ramię, żeby sprawdzić, czy na pewno nie śnię. Pewnie brzmi to idiotycznie, ale.. ja na prawdę nie dowierzałam, że pod moimi drzwiami stoi Justin.
- Więc... Co tutaj robisz? - baknęłam głupio. W tamtej chwili nie potrafiłam ułożyć żadnego, rozsądnego zdania.
Chłopak spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, a po chwili zaśmiał sie lekko.
- Chciałem oddać ci iPhone'a... Zostawiłaś go na koncercie.
- A no tak. Nie musiałeś, mam już nowy. - zaśmiałam się
- A to dobrze, bo... zapomniałem go wziąć.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przygryzłam wargę. Nie jestem głupia, przecież wiadomo było, że nie przyszedł tutaj, żeby oddać mi telefon. Użył tego tylko do głupiej wymówki, która całkiem szczerze, była beznadziejna. Ale nie powiem, że nie byłam szczęśliwa. To była nasza najdłuższa rozmowa od całego roku.
- To jak? Wejdziesz..? - zapytałam nieśmiało, robiąc krok w bok.
- W zasadzie to... Chciałem Cię gdzieś zabrać.
Spojrzałam na niego wytrzeszczając oczy i opuszczając szczękę. Musiałam wyglądać arcygłupio, bo Justin zaśmiał się cicho. Natychmiast się otrząsnęłam i powiedziałam:
- Tak jasne! To świetny pomysł... Tylko... zaczekaj 5 minut. Muszę się przebrać. - powiedziałam z entuzjazmem, który Justin chyba wyczuł, bo też od razu się uśmiechnął i wszedł do środka.
Wbieglam pędem na górę, zamykając drzwi od mojego pokoju. Zatrzymałam się na chwilę, przeczesujac włosy palcami i wydychajac  głeboko powietrze. Po chwili ogarnęła mnie fala radości i zaczęłam skakać, tupać nogami i piszcząc z podekscytowania. Mam nadzieję, że Justin tego nie słyszał.
Otwierając szybko szafę, wybrałam czarną, długą bluzę i wciągnęłam ją na siebie. Na nogi założyłam brązowe botki. Idąc do łazienki, poprawiłam mój makijaż, który po całym dniu był już niewidoczny. Wypsikałam się moimi ulubionymi perfumami i byłam już gotowa. Zeszłam na dół i zastałam Justina oglądającego telewizję. Uśmiechnęłam się lekko. Przypomniałam sobie jak często oglądaliśmy tutaj horrory, których panicznie się bałam, a potem Justin musiał mnie uspokajać. Będąc już na dole, odchrząknęłam, dając mu do zrozumienia, że jestem gotowa.
*
Po 15 minutach dojechaliśmy na miejsce. W czasie jazdy nie rozmawialiśmy za dużo. Chyba  i dla mnie i dla niego była to niezręczna sytuacja.
Gdy samochód zatrzymał się na parkingu, otworzyłam lekko drzwiczki, wychodząc. Zimne powietrze owiało moje ciało. Justin po chwili podszedł do mnie i uśmiechając się lekko, zaczął iść w pewnym kierunku. Dopiero teraz obejrzałam się dookoła. Byliśmy nad morzem. Pewnym krokiem zaczęłam iść za chłopakiem, próbując dotrzymać mu tempa. Po kilku minutach, zeszliśmy po stromej górce i tym samym znaleźliśmy się na plaży. Było ciemno i chłodno, więc na plaży nie było nikogo oprócz nas.  Zaczęliśmy iść wolnym krokiem wzdłuż brzegu.
- Więc... co tam u ciebie? - powiedział Justin, patrząc się na mnie z uśmiechem.
- Jakoś się trzymam - uśmiechnęłam się, spuszczając głowę.
- A ty? - dodałam po chwili.
- Jakoś się trzymam. - odparł, powtarzając moje słowa.
Szliśmy tak chwilę, w ciszy, wsłuchując się w odgłosy morza. Było tu naprawdę przepięknie. Przed nami rozlegało się przezroczyste morze, w którym odbijał się blask pełnego księżyca, który jasno świecił nad naszymi głowami. Odchyliłam głowę do tyłu, wdychając morskie powietrze i wsłuchując się w szum fal.  Było tak przyjemnie, że gdyby było cieplej, bez wahania wskoczyłabym do morza. 
Po chwili zerknęłam na chłopaka, który przez cały czas się na mnie gapił. Lekko się zarumieniłam.
- Pięknie tu. - uśmiechnęłam się.
Chłopak odwzajemnił gest.
- Zawsze, gdy byłem mały, chodziłem tutaj z tatą. Najpierw kąpaliśmy się w morzu, a potem zamawialiśmy nasze ulubione lody karmelowe. Jak wracaliśmy do domu, udawaliśmy przed mamą, że nic nie jedliśmy, bo mama przygotowywała dla nas obiad. A ja zawsze byłem z siebie taki dumny, że potrafię dochować mój i taty sekret.
Zaśmiałam się. Na myśl o takim małym Justinku, wcinającym lody od razu się rozpromieniłam.
- Musiałeś być przesłodkim dzieckiem. - odparłam, zerkając na niego.
- Kurewsko słodkim - zaśmiał się, a ja od razu mu zawtórowałam.
Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, gdy nagle chłopak zatrzymał się, spojrzał na mnie, jakby o czymś myśląc i założył mi kosmyk włosów za ucho. Od razu się zarumieniłam.
- Vic.. Pewnie dziwisz się, czemu po tak długim czasie, nagle przychodzę do twojego domu i chcę cię gdzieś zabrać... - zaczął, niekontrolowanie, zagryzajac wargę.
- Po prostu... Czułem się cholernie źle, po tym jak cię potraktowałem na koncercie. Chciałaś pogadać, a ja... olałem cię, traktując jak gówno. Przepraszam.
Spojrzałam mu w oczy. W jego jasne, karmelowe oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Nie musisz przepraszać. Nie powinnam zjawiać się tak bez zapowiedzi, po całym roku i prosząc cię o wybaczenie. To było głupie. Na twoim miejscu, też bym się wkurzyła. - uśmiechnęłam się, chcąc żeby pozbył się poczucia winy.
Chłopak kiwnął głową, przygryzając wargę.
- Czemu tak nagle? To znaczy... po roku nieodzywania się, przyszłaś.. to mnie zaskoczyło.
Westchnęłam. Nie chciałam o tym mówić. Ani jemu, ani komukolwiek. Chciałam zostawić to za sobą i iść dalej, ale jakkolwiek mocno próbowałam, za każdym razem, ktoś musiał o to pytać.
Postanowiłam, że jakoś zmienię temat.
- Ja... po prostu, za tobą zatęskniłam. Tyle.
Prawda była taka, że byłam cholernie samotna, bo oprócz Emily nikt nie mógł mi pomóc. A ja chciałam chociaż trochę poczuć się jak dawniej. To znaczy... to było niemożliwe, po tym co się stało, ale... rozumiecie.
Justin uśmiechnął się, biorąc mnie za rękę.
- Wiem co ostatnio przeszłaś... Te ostatnie kilka miesięcy.. To musiała być dla ciebie tortura.
Zmarszczyłam brwi, nie mając pojęcie o czym mówi.
- Twój ojciec mi powiedział - odparł Jus, widząc moją minę. - O tych wszystkich chorobach, okaleczaniu się... Vic, jeśli to przeze mnie to... Ja sobie tego nie wybaczę.
- To nie przez ciebie, Justin. Ojciec nie powiedział ci o wszystkim. Tak właściwie, na początku naszego rozstania, czułam się całkiem nieźle. Te wszystkie rzeczy, pojawiły się 2 miesiące temu. Ale to nieważne, nie chcę żebyś czuł się winny - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Vicky... możesz powiedzieć mi prawdę. Wiem, że cię zraniłem, ale już więcej tego nie zrobię. Jestem tu teraz z tobą. Powiedz... te wszystkie okaleczania, głodówki, depresja, próby samobójcze... to przeze mnie, tak?
Wyrwałam szybko moją rękę, gwałtownie się odsuwając. Miałam już szczerze dosyć tych psychologicznych rozmówek. On nie wiedział, co ja przeszłam. Nie wiedział, jak się czułam.  Nie wiedział, że przywołując wszystkie wspomnienia, miałam ochotę się rozryczeć.
Ale nie mogłam.
Byłam silna.
Musiałam być silna.
Za długo byłam na dnie, za długo się z tego wyciągałam, żeby teraz znowu spaść na sam dół.
Nie mogłam płakać. To wszystko znowu, zawładnęłoby moją głową i byłoby jeszcze gorzej.
Jeśli Justin myślał, że jestem jakąś psychiczną, zakompleksioną dziewczyną, która się głodzi, tnie i prawie się zabiła, dlatego że rzucił ją chłopak, to grubo się mylił. Nie chciałam tego wszystkiego. Ani anoreksji, ani bulimii. Po prostu nie mogłam patrzeć na siebie samą. Na moje ciało. Chciałam się zmienić. Pozbyć się tego uczucia.
Nie chciałam cięcia się. To po prostu sprawiało mi ulgę. A próby samobójcze? Czasem, myślałam, że już nigdy nie stanę na nogi. Wolałam po prostu umrzeć, niż czuć się tak jak wtedy.
A to wszystko, nie miało niczego wspólnego ze mną i z Justinem. A szczególnie z nim.
- Nie jestem psychiczna, Justin. Nie zrobiłam tego wszystkiego, by czuć się lepiej, żeby inni mi współczuli. Nic nie wiesz... - warknęłam. Mimo, że prawdopodobnie był to mój najszcześliwszy dzień, od wielu miesięcy, mimo że go nadal kochałam, miałam po prostu dość. Chciałam znaleźć się w domu, z dala od niego i jego natarczywych pytań.
Myślałam, że dalej będzie naciskał.
On po prostu podszedł do mnie i mocno się we mnie wtulił. Położył swoją rękę na mojej talii, a drugą głaskał mnie po włosach. Położyłam głowę w jego ramię, wdychając jego zapach. Po moim policzku spłynęła jedna łza.
Staliśmy tak, tuląc się, kilka minut. Nawet nie wiem ile. Dla nas obojga , czas nie miał teraz znaczenia. Przytulaliśmy się, nic nie mówiąc. Słowa nie były potrzebne. W jego ramionach czułam się tak bezpieczna.
Mogłam tak zostać, całą noc, tylko go przytulając.
Potrzebowałam tego.
Potrzebowałam Justina.

*
- Nieprawda! - zaśmiałam się głośno.
- Prawda! - zawtórował mi.
Szliśmy wzdłuż brzegu, śmiejąć się od kilku minut, tak mocno, że myślałam że się popłaczę.
Od pół godziny "sprzeczaliśmy się" o to, że jestem dzieckiem nieszczęścia. Fakt, byłam łamagą, ale próbowałam za wszelką cenę, udowodnić Justinowi, że tak nie jest.
- Mnie nie okłamiesz, Vic! Nie pamiętasz jak pojechaliśmy na przejażdżkę rowerową, a ty wpadłaś w pokrzywy i złamałaś nagarstki. - zawył ze śmiechu, trzymając się za brzuch. -
Albo jak pojechałaś ze mną na koncert do Chicago, wysiadłaś z samochodu i staranowały cię fanki, które chciały wejść. Trafiłaś do szpitala ze złamanym obojczykiem.  - teraz już tarzał  się  ze śmiechu, a ja wraz z nim.
- Dobra, tym argumentem wygrałeś - zaśmiałam się, zginając się w pół, bo od śmiechu już bolał mnie brzuch. Zrobiłam jeden krok w tył, tym samym upadając tyłkiem na piasek. Po tym, jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać, aż z moich oczu spłynęło kilka łez.
Justin widząc, jak sie przewróciłam, wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem, odchodząc kilka kroków, by móc się uspokoić.
Podniosłam się lekko z piasku, otrzepując moje spodnie. Justin podszedł do mnie powoli, wciąż się śmiejąc. W jego oczach widziałam kilka łez. Chyba popłakał  się ze śmiechu. Tak jak ja.
Powoli zbliżył swoją rękę do mojej twarzy, a po chwili strzepał mi kilka zierenek piasku z włosów. Uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a nasze twarze dzieliło już tylko kilka centrymetrów. Gdy były już tak blisko, że myślałam, że mnie pocałuje, Jus  położył ręce na mojej talii, unosząc w górę z lekkością i przerzucając mnie sobie przez ramię, tak że wisiałam głową w dół.
- Justin! Puść mnie do cholery! - wrzasnęłam ze śmiechem, waląc go w plecy.
Widać zupełnie go to nie ruszyło, wręcz przeciwnie zaczął biec w kierunku morza, cały czas trzymając mnie mocno.
- Justin, ty chory idioto! Puszczaj! - krzyknęłam jeszcze raz, sprawiając, że chłopak wybuchnął głośnym śmiechem. Zaczął biegać w kółko, śmiejąc się jak mały chłopiec.
- Może jak będę cię nosił, to nie upadniesz, księżniczko. - zaśmiał się, podchodząc bliżej wody.
Księżniczko.
O mój boże.
On nazwał mnie księżniczką.
Wiem, ze dla niego to nic nie znaczyło, ale mi dawało chorą satysfakcję.
Dopiero po chwili, ogarnęłam się co się dzieje i co Justin ma zamiar zrobić.
- Oszalałeś?! Boże, jesteś psychiczny! - pisnęłam głośno, widząc, że chłopak ściągnął buty i stoi już do kostek w wodzie.
- Błagam Justin! - krzyknęłam ze śmiechem, kiedy poczułam, że Jus ściąga mi buty i rzuca je obok swoich na piasek.
Chłopak zaśmiał się, widząc moją reakcję i zaczął iść głębiej.
-  Proszę, Justiiin postaw mnie na ziemię! - wrzasnęłam, waląc piąstkami w jego kark.
- Jak sobie życzysz, złotko - parsknął śmiechem i postawił mnie w lodowatej wodzie. Myślałam że go zabiję.
- AAA! Boże, jak zimno! Jesteś chory psychicznie! Zamorduje cię! - krzyknęłam, stąpając z nogi na nogę. Woda była naprawdę zimna. Po chwili zaczęłam gonić chłopaka, a ten uciekał ze śmiechem. Chociaż i tak oboje wiedzieliśmy, że go nie dogonię. W końcu poddałam się i stanęłam kilka metrów przed nim, robiąc naburmuszoną minę.
- Vic, uspokój się! To tylko woda! - wybuchnął śmiechem, widząc jak bardzo rozgniewana jestem.
Podszedł do mnie powoli  z uśmiechem na ustach, kiedy ja stałam z rękami założonymi na piersiach, udając, że jestem bardzo obrażona.
- Vicky... Oj przestań. Wiem, że się nie gniewasz. - buknął, będąc już przy mnie.
On naprawdę myślał, że jestem obrażona. I o to chodziło! Miałam genialny plan.
- Vic... proszę, nie dąsaj się już. Przepraszam. - uśmiechnął się, podnosząc palcem mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy.
- Ale ta woda jest taka zimna... Jak mogłeś? - jęknęłam, spuszczając głowę. Musiałam przygryść wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Oj, wcale nie! Jest w sam .... - w tej chwili przerwałam mu, mocno popychając jego klatkę piersiową do tyłu, sprawiając że tym samym Justin upadł wprost do zimnej wody.
Wybuchnęłam śmiechem, widząć jak Justin po kilku sekundach się wynurza i wypluwa z ust wodę.
Zgięłam się w pół, trzymając się za brzuch.
Po chwili, chłopak do mnie dołączył. Śmieliśmy się oboje, a po chwili chłopak wyciągnął swoją dłoń w moją stronę.
- Pomożesz mi chociaż wstać? Proszę.. Ta woda serio jest zimna. - zaśmiał się, trzymajac rękę w moim kierunku.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, powoli wysunęłam do niego ręke i chwyciłam ją mocno.  Jednak zamiast  pomóc mu wstać, Justin pociągnął mnie do siebie, a ja upadłam do zimnej wody, wpadając na niego.
Po chwili wynurzyłam się. Zakasłałam i wypłułam słoną wodę, przecierając oczy i  śmiejąc się głośno, a chłopak po chwili mi zawtórował.
Woda była lodowata, więc już po chwili moje ciało zaczęło się mocno trząśc, a zęby zadrżały mi z zimna. Nie przestając się śmiać, powoli odepchnęłam się od chłopaka i wstałam. Wycisnęłam wodę z moich włosów i bluzy. Chwilę potem Justin też wstał i oboje zaczęliśmy wychodzić z morza.
- 1:1. Remis. Ze mną nie wygrasz, Vic. - powiedział Jus, podchodząc do swoich butów i zakładając je powoli.
- Ha-ha - zaśmiałam się sztucznie - Już niedługo, poczujesz na własnej skórze, jaka potrafi być Victoria Taylor - mrugnęłam ze śmiechem, wkładając moje botki.
- Czy to groźba? - Usłyszałam tuż przy moim uchu i wzdrygnęłam się, nie wiedząc, że Justin jest tak blisko.
Podniosłam się, patrząc w jego idealne, brązowe oczy.
- Powiedzmy.. że tak. - uśmiechnąłam się.
Po chwili usłyszałam dzwonek mojego iPhone'a. Wyjęłam go z mojej torebki, odblokowując ekran.
Kurwa. Tata dzwoni.
I wcześniej dzwonił z 5 razy. Musieliśmy nie usłyszeć, będąc w wodzie. Spojrzałam na godzinę. Była 22:34.
- Kurwa. Justin, musimy już wracać. - burknęłam cicho, chowając telefon.
- Musimy..? Czemu? - powiedział ze smutkiem, ciągnąc mnie za rękę, w stronę morza.
- Naprawdę, musimy. Mój tata dzwonił, jest już prawie 23. Nie chcę, żeby się martwił.
Justin westchnął głośno i spuścił głowę.
- No dobrze. Zapomniałem, że nadal nie masz 18 lat, małolato. - uśmiechnął się zadziornie, a ja walnęłam go ze śmiechem w ramię.
Wracając do samochodu, chłopak zauważył, jak bardzo trzęsę się z zimna. Gdy weszliśmy już do jego mercedesa, wyciągnął z tylniego siedzenia swoją bluzę i wręczył mi ją z uśmiechem.
- Proszę. Nie chce, żebyś się przeze mnie przeziębiła. - uśmiechnął się, zapinając pasy.
Podziękowałam mu cicho i ruszyliśmy. Oparłam głowę o okno i podziwiałam piękno tego miejsca.
Od wielu miesięcy, nie czułam się tak cholernie dobrze jak dziś. Gdybym mogła, zostałabym tam z Justinem całą noc. Ale nie chciałam martwić taty. Przez ten rok i tak ma przeze mnie dużo zmartwień.
To, że gadam z Justinem. To, że mnie przytulił. To, że się razem śmialiśmy.
To było... niesamowite. Nie sądziłam, że już kiedykolwiek się do mnie odezwie. A to wszystko... Tego w życiu bym sobie nie wyobraziła.
Po chwili Justin wyjął ze swojej skórzanej kurtki, zapalniczkę i paczkę papierosów.
Wziął jednego do ręki i puścił kierownicę, przytrzymując ją kolanem. Zapalił papierosa, zaciągając się mocno i wypuszczając dym.
- Chcesz? - spytał się, podając mi paczkę fajek, z powrotem trzymając kierownicę rękami.
- Nie, dzięki. Już nie palę. - uśmiechnęłam się.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem i już otwierał usta, żeby się o coś spytać, ale po chwili odpuścił i znowu zaciągnął się, wypuszczając dym przez małą szparkę w oknie.
Wiem o co chciał zapytać. Zwykle nie stroniłam od żadnych używek, dopalaczy, a tym bardziej papierosów. Brałam wszystko, dosłownie. Papierosy, to jedna z najłagodniejszych rzeczy, jakich używałam.
Natomiast teraz... Po prostu nie chcę. Zmieniłam się, zmieniłam moje życie. I nie chcę już wracać do tamtego.
Po kilku minutach dotarliśmy pod mój dom. Justin zatrzymał się kilka metrów dalej, odwracając się do mnie.
- Cóż, więc... Już chyba koniec. - uśmiechnął się lekko. - Naprawdę, świetnie spędziłem czas i .. mam nadzieję, że ty też.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Szczerze? To był jeden z najlepszych dni od dłuższego czasu. Dziękuję.
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Justin... - szepnełam, spuszczając głowę.
- Hmm? - powiedział, również szeptem, obracając głowę w moją stronę.
- Kiedy się zobaczymy? - baknęłam cicho, bawiąc się moimi palcami.
Teraz kiedy już się pogodziliśmy i mamy takie dobre relacje.. Liczyłam na to, że będe częściej się z nim spotykać. Nie wytrzymałabym chyba, gdyby po dzisiejszym dniu, znowu było jak wcześniej.
- Niedługo. - obdarował mnie jednym ze swoich uroczych uśmiechów. - Obiecuję.
Już miałam wychodzić, kiedy jakiś głosik odezwał się w mojej głowie.  Chciałam, to powstrzymać, ale musiałam się zapytać.
- Justin... - powtórzyłam, spuszczając głowę. Czułam się głupio, że cały czas mu przerywam i nie pozwalam mu w spokoju wrócić do domu.
- Co, Vicky? - zaśmiał się, podnosząc mój podbródek.
Teraz już nie miałam wyjścia. Gdybym teraz powiedziała "Nie w sumie nic, nieważne", wyszłabym zapewne na idiotkę.
- Odwiedziłeś mnie w szpitalu? - zapytałam cicho, dobrze znając odpowiedź.
Jego twarz natychmiast zamarła. Jego uśmiech znikł, a twarz pobladła. Nie spodziewał się tego pytania.
- Czemu pytasz? - powiedział, odwracając głowę.
- Po prostu, tata mi mówił, a ja.. chciałam się upewnić - palnełam, w ogóle nie myśląc, co mówię.
- Powiedział ci prawdę. Byłem w szpitalu, bo odwiedzałem mojego wujka. Przy okazji zobaczyłem twojego tatę w kawiarni i opowiedział mi, co się stało. - uśmiechnął się nieszczerze, znów na mnie patrząc.
Pokiwałam głową, przygryzając wargę.
- Justin... przyszłeś do mnie do sali, prawda? - odparłam, zerkając na niego.
Przełknął śline, bojąc się skąd to wiem.
- Tak, przyszłem. Ale to przy okazji, przed chwilą ci mówiłem. - powiedział, a w jego głosie, dało się wyczuć nutkę złości. Chyba już wiedział już do czego zmierzam. Tylko bał się przyznać.
Spuściłam głowę, wypuszczając cicho powietrze. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył się przed siebie. Przełknęłam ślinę, uwalniając się od dużej guli w gardle.
- Justin. Spójrz na mnie. - poprosiłam, a chłopak powoli zwrócił na mnie swój wzrok.
Dobra, Vic. Dajesz.
Jesteś silna. Dasz radę.
Wdech, wydech.
- Ja... słyszałam wszystko, co powiedziałeś wtedy w szpitalu. - baknęłam, chowając dłonie między uda i czekając na reakcje chłopaka.
Jus zacisnął mocniej szczękę i przełknął ślinę. Ponownie spojrzał się na szybę, ignorując mnie.
- Justin... Chciałam tylko..
- Powinnaś już iść. - odparł, przerywając mi. Nadal patrzył się przez okno, nie darząc mnie choć jednym, małym spojrzeniem.
- Justin. Nie. - powiedziałam stanowczo. - Musisz mnie wysłuchać.
- Naprawdę powinnaś już iść. Twój tata będzie się martwił. - spojrzał na mnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakbyśmy gadali o pogodzie, a nie o tym, że powiedział że mnie kocha. Jakby w ogóle go to nie obchodziło.
Po kilku sekundach przełknęłam ślinę i gwałtownie otworzyłam drzwiczki auta, szybko z niego wysiadając.
- Na razie. - rzuciłam, trzaskając drzwiami i idąc w kierunku domu, nie oglądając się za siebie ani razu. Po chwili usłyszałam głośny pisk opon, a samochód Justina zniknął za zakrętem.

Przekręciłam delikatnie kluczyk w drzwiach, modląc się w duchu, żeby tata już spał. Po ciemku zdjęłam buty i rzuciłam je gdzieś na bok. Udałam się cicho do salonu, widząc na kanapie mojego tatę, który już spał. Obok niego leżał jego telefon, tabletki nasenne i pusta butelka wina.  Widząc go takiego, moje serce łamało się na pół. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że przeze mnie jest w takim stanie i że jestem dla niego okropną córką. 
Wzięłam koc leżący na fotelu i delikatnie przykryłam nim tatę, starając się go nie obudzić. Wyłączyłam telewizor i na palcach udałam się na górę. Weszłam do mojego pokoju, biorąc  moją pidżamę, po czym skierowałam się w stronę łazienki.
Przekręciłam kran, żeby lała się z niego ciepła woda, po czym spojrzałam na siebie w lustrze.
Ugh, byłam wykończona. Zdjęłam z siebie spodnie, po czym zabrałam się za zdejmowanie bluzy.
Jego bluzy.
Zdjęłam ją delikatnie, po czym przyłożyłam ją do twarzy, wdychając jej zapach.
Jego zapach.
Będę musiała mu ją oddać.
Rzuciłam ją w kąt, pozbywając się reszty ubrań. Weszłam pod prysznic, a ciepłe strumyki wody, obmywały moje ciało. Wzięłam mój ulubiony, waniliowy płyn do kąpieli i powoli obmyłam nim ciało. Następnie nałożyłam na włosy szampon o zapachu czekolady. Spłukałam powoli całe ciało i włosy. Wszystkie mięśnie się rozluźniły, pomagając mi się odprężyć po całym dniu.
Który, do niedawna był idealny.
Wzięłam głęboki wdech, zsuwając się na dół po ściance prysznica.
Chciałam mu tylko powiedzieć, że słyszałam to wszystko, co mi powiedział.
Że czuję do niego to samo.
Że go kocham.
Czemu to wszystko musiało być tak bardzo skomplikowane?
Oboje się kochamy, a nie możemy być razem...
Czemu on tak bardzo bał się przyznać to prosto w oczy?
Czemu się tego tak bał?
W moich oczach wezbrały się łzy. Gdy już jedna z nich, miała wypłynąć mi po policzku, szybko przepłukałam oczy wodą, biorąc głęboki wdech i wydech.
Nie mogłam płakać.
_____________________________
No i mamy! 5 rozdział!
WIEEM, NAWALIŁAM. Ale wiecie, szkoła, obowiązki.
Za to prawie cały z Justinem ;**

+ Chciałyśmy podziękować za wszystkie miłe komentarze i pochwały!
Jesteście kochane. to naprawdę daję megaa kopa do działania
.

Następny rozdział pisze Wiktoria, powinien pojawić się za ok. tydzień ;)
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA NAS BARDZO WAŻNY, WIĘC PROSZĘ SKOMENTUJ 
I PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ W KOMENTARZU (można anonimowo)
TO TYLKO KILKA SEK.

PS. Nasz blog, dopiero się rozkręca, więc żeby nam pomóc możecie dać linka na TT lub FB :) Albo chociaż powiedzieć koleżankom.

Much love <3
~LAURA

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 4 " I think, it isn't over"

Notka pod rozdziałem!
__________________


 Victoria's POV

Obudził mnie dźwięk budzika. Zaspana, przetarłam dłońmi oczy, spoglądając na zegarek, który wskazywał 7.10. Chcąc, nie chcąc, musiałam wstać. Po prawie dwutygodniowej nieobecności w szkole, musiałam sporo nadrobić, a biorąc pod uwagę to, że jestem w ostatniej klasie, wolałam nie opuszczać już więcej lekcji.
Gdy wczoraj obudziłam się w szpitalu, czekali na mnie tata i Maggie. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie i moje wypadki, cały czas się zamartwiali, a tata musiał przylecieć aż z Las Vegas. Ale ja zawsze byłam straszną łamagą i co jakiś czas coś mi się działo. Po kilku badaniach, lekarz powiedział, że mój stan jest w porządku i mogę spokojnie wrócić do domu. Co bardzo mnie cieszyło, bo nienawidziłam szpitali. A w ostatnim roku, dosyć często je "odwiedzałam". Oczywiście Maggie musiała upewnić się, że rzeczywiście nic mi nie jest i na 100% dobrze się czuję, że mogę iść do szkoły. Taaak, ona potrafi być bardzo nadopiekuńcza.
 Leniwie zwlekłam się z łóżka, idąc w stronę łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, aby nieco się pobudzić, a następnie związałam włosy w niedbałego koka. Podchodząc do mojej garderoby, wybrałam czarne rurki z wysokim stanem i koronkową bluzkę na ramiączkach, a następnie je ubrałam. Podchodząc do lustra, poprawiłam włosy, podkręciłam rzęsy maskarą i nałożyłam na usta brzoskiniowy błyszczyk, uznając że wyglądam całkiem nieźle.  Wzięłam do ręki brązową, skórzaną torebkę, wkładając do niej iPhone'a, portfel, słuchawki i parę zeszytów. Zeszłam powoli po schodach, gdzie już czułam zapachy dobiegające z kuchni.
- Hej Maggie - rzuciłam, wchodząc do kuchni i wyciągając z lodówki butelkę wody.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - spytała Maggie, patrząc się na mnie z troską.
- Już lepiej.
- Na pewno chcesz iść do szkoły? Bo wiesz, jeśli czujesz się źle, to...
- Maggie! - przerwałam jej - Czuję się dobrze, naprawdę. Muszę iść do szkoły, za dużo już opuściłam. I nie mogę wiecznie bać się wyjść z domu. - uśmiechnęłam się, próbując brzmieć przekonująco. Wziełam do ręki jabłko i idąc w stronę drzwi. Mówiłam. Maggie jest strasznie nadopiekuńcza.
- Okej...Nie zjesz śniadania?
- Już nie zdąże, muszę już iść. Ale dzięki. - założyłam czarne vansy, zarzucając na siebie brązową kurtkę i biorąc kluczyki do samochodu.
- Aaa... I nie czekaj na mnie, po szkole idę do Emily. Pa! - rzuciłam na pożegnanie, wychodząc z domu.

Tak naprawdę, nie szłam do Emily, ale nie miałam ochoty, wracać  do domu i słuchając Maggie, pytajacej się po raz setny, czy dobrze się czuję.
Wsiadłam do mojego srebrnego jaguara i delikatnie przekręciłam kluczyk. Włączyłam radio. Leciała akurat " I knew you were trouble" Taylor Swift. Wsłuchując się w melodię, zaczęłam ruszać się na boki i śpiewać:

Cause I knew you were trouble when you walked in
So shame on me now
Flew me to places I would never been
So you put me down, oh

Po dziesięciu minutach, zajechałam pod szkołę. Nie mogłam narzekać, moje liceum było jednym z najlepszych w Beverly Hills*. Gdy już zaparkowałam i wysiadłam z samochodu, od razu zauważyłam moją przyjaciółkę.
- Hej Vic! - podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając.
- Cześć Em. - odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się.
Dziewczyna objęła mnie ramieniem.
Weszłyśmy do szkoły i skierowałyśmy się w stronę szafek. Otworzyłam moją i wzięłam z niej książkę od angielskiego.
- Co teraz masz? - spytała Emily.
- Angielski z panią Jones.*  Trzymaj kciuki.
- Okej, widzimy się na lunchu. - cmoknęła mnie w policzek i poszła w swoją stronę.

Gdy doszłam już do klasy, szybko zajęłam miejsce w ostatniej ławce i wyciągnęłam mojego iPoda. Przeglądając całą moją playlistę, wybrałam jakąś spokojną piosenkę i włożyłam słuchawki do uszu.
Spojrzałam się po całej klasie. Przede mną siedział Louis, kiedyś mój przyjaciel, teraz nie stać  go na małe 'hej'.  Z przodu -  Lucy. Moja "była"  najlepsza przyjaciółka jeszcze w podstawówce. Obok niej, Melanie. Jeszcze rok temu chodziłyśmy razem na wszystkie imprezy i byłyśmy znane ze wspólnych wygłupów. Tak wiele się zmieniło, przez ten rok. Minęło tak mało czasu, że dopiero teraz to zauważyłam. Od tej pamiętnej imprezy u Louisa, w czasie której całowałam się z Rustim, moje życie wygląda zupełnie inaczej.
Wcześniej znałam wszystkich i wszyscy znali mnie. Każdy chciał się ze mną przyjaźnić, nie żeby mnie to obchodziło. Byłam na każdej imprezie. Teraz... To przeszłość. Od rozstania z Justinem, przez jakiś czas zamknęłam się w sobie, nie chciałam w ogóle wychodzić z domu, gadałam tylko z Emily.
Potem, poznałam dziewczynę, która pomogła oderwać mi się od rzeczywistości i problemów. Codziennie imprezowałam, ćpałam i piłam... A w zamian, codziennie przychodziłam do domu nawalona i nie pamiętałam co zdarzyło się poprzedniej nocy. To przynosiło mi ulgę i w ten sposób zapominałam o Jusie. Jednak kilka miesięcy poźniej, coś się stało... I to znowu zmieniło moje życie w piekło. Ale wolę o tym nie wspominać.   Zachorowałam wtedy na anoreksję, bulimię. Nikt nie wiedział jak mi pomóc... ale jakoś dałam radę.
  Przez ten rok dużo przeżyłam i bardzo się zmieniłam. Nie oskarżam o to Justina, bo to nie jego wina. W moim życiu ostatnio działo się o wiele więcej, niż rozstanie z nim. I tak naprawdę nikt z moich bliskich o tym nie wie. Nikt oprócz Emily, dlatego tak dużo jej zawdzięczam, bo pomogła mi stanąć na nogi. Chociaż, sądze, że to jeszcze nie koniec.

Moje rozmyślania, przerwała pani Jones. Stara, pomarszczona baba, której nikt nie lubił. Trudno się dziwić.
- Czy panienka Taylor, ma coś ważniejszego do roboty, od uważania na lekcji..? - uśmiechnęła się stucznie, patrząc spoza swoich okrągłych okularów.
- Emm... Nie, przepraszam. - baknęłam, prostując się.
- To może... no nie wiem...WYJMIJ TE SŁUCHAWKI Z USZU, TY GŁUPIA DZIEWUCHO?! - wydarła się na całą klasę, a jej twarz gotowała się ze złości.
Szybko wyjęłam słuchawki i włożyłam je do torby. Wiedziałam, że na tym nie koniec.
- Więc... Może wymienisz nam charakterystyczne cechy literatury angielskiej w latach romantyzmu, hmm?
- Eeee... tak oczywiście.
Jęknęłam w duchu. Oczywiście, nie znałam odpowiedzi. Pani Jones chyba bardzo chce, żebym powtarzała ten rok.
Nagle Louis, pokazał mi jakąś kartkę i na migi próbował mi pomóc. Na nieszczęście, pani Jones to zauważyła i nam obojgu wstawiła jedynki. Miałam wrażenie, że chciała zapytać mnie o coś jeszcze, ale uratował mnie dzwonek, który w tej chwili zadzwonił.
Szybko spakowałam moje rzeczy do torby i szybko wyszłam z klasy, ale ktoś złapał mnie za łokieć. To był Louis.
- Hej... Głupio wyszło z tą podpowiedzią. Chciałem pomóc... - powiedział niepewnie, kiwając się na stopach.
- Spoko. Próbowałeś - uśmiechnęłam się.
Chłopak odwzajemnił uśmiech. Po chwili wahania zapytał:
- A tak ogólnie to... wszystko okej?
- Wszystko w porządku. To był lekki wstrząs mózgu...
- Nie z tym.
Zmarszczyłam czoło, czekając na wyjaśnienie.
- No wiesz... z Jimmy'm.
Na to imię, moje serce zaczęło bić szybciej. Przełknęłam ślinę.
- Wiem, że od tej afery z Justinem, się z nim zadajesz i...chciałem zapytać - powiedział cicho.
Na słowo "Justin" poczułam ukłucie w sercu.
- Zadawałam się. Sorry, ale muszę już iść. Na razie.
- Vic, zaczekaj!
Ale ja już go nie słuchałam. Szłam szybko przez szkołę, przepychając się przez ludzi, ale już o to nie dbałam. Gdy dotarłam do łazienki,oparłam ręce po obu stronach umywalki i wzięłam głęboki oddech. Przyłożyłam dłoń do czoła. Skąd on wiedział, że znam Jimmiego? I w ogóle czemu, tak nagle zaczął się mną interesować? Miałam tylko nadzieję, że wiedział o tym tylko on, i nie dowiedział się o niczym innym. Bo gdyby ktoś odkrył co się stało... ugh, nawet nie chcę myśleć co by było. Od tamtego zdarzenia mineły już 2 miesiące, a ja nadal nie przestałam o tym myśleć. I sądze, że nigdy nie przestanę.  Oprócz mnie i Jimmiego, wiedziała o tym tylko Emily i jeszcze jedna osoba.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do łazienki, więc szybko wyszłam, kierując się w stronę następnej sali.
*
Po kilku następnych lekcjach, nareszcie była pora na lunch. Umierałam z głodu, więc szybko przepchałam się do jadalni i ustawiłam się w kolejce. Gdy przyszła moja kolej, poprosiłam  o sałatkę i wodę gazowaną i wzięłam tacę z jedzeniem, płacąc pani 2$.
Emily, siedziała już przy naszym stoliku i pomachała do mnie z uśmiechem. Obok niej siedział, jej chłopak, Matt.
- Hej - rzuciłam, siadając obok niej i zabierając się za jedzenie.
- Hej, jak lekcje?
- Całkiem dobrze, oprócz jedynki z angielskiego. - zaśmiałam się, biorąc kęsa sałatki.  - A wam?
W czasie, gdy Matt opowiadał nam o treningu i o tym, że trener nie chce im dać kasy na nowe stroje, dokończyłam szybko moje jedzenie i sprawdziłam Facebooka.
- Vic, przyjdziesz do mnie w piątek na domówkę? Bedzie jeszcze parę osób i - mówiła Emily.
Nagle poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Spojrzałam się na stolik w rogu. Chłopak patrzył się na mnie, uśmiechając się obrzydliwie i puszczając mi oczko, w czasie gdy obejmował jakąś inną dziewczynę. Poczułam się nieswojo. Spojrzałam się na moje kolana, bawiąc się pierścionkiem.
- Vic... Słuchasz mnie? Co się stało? - szepnęła Emily, trząsając mnie ramieniem.
- Hmm? Nie nic... Tylko... - wstałam powoli od stolika - Muszę już iść, obiecałam Meg, że będę wcześniej.
Nie chciałam okłamywać Emily, ale teraz nie czułam się za dobrze, żeby się jej zwierzać i mówić jej o tym całym liście, którego dostałam i o tym co powiedział Louis.
Spojrzała na mnie zmartwiona. Oczywiście, nie uwierzyła. Ona zawsze potrafi dostrzec, kiedy kłamię. Chyba zrezygnowała z dopytywania się mnie o co chodzi, widząc, że nie jestem w nastroju.
- No to... Widzimy się jutro? - spytała, patrząc na mnie z troską.
- Tak jasne. Pa Em, pa Matt. - uśmiechnęłam się lekko i zakładając moją torbę na ramię, skierowałam się w stronę drzwi. Podeszłam jeszcze na chwilę do mojej szafki i zostawiłam w niej parę książek. Byłam już naprawdę zmęczona, więc nie zważając na to, że została mi jeszcze matematyka i kolejny angielski, postanowiłam iść do domu. Cóź, pani Jones musi to jakoś przeżyć.
Poprawiając moją torbę i wyciągając z niej iPhone'a wyszłam ze szkoły. Chłodne, jesienne powietrze uderzyło mnie, więc czym prędzej pobiegłam do auta. Parę minut później byłam już pod domem.
*

Całe popołudnie przesiedziałam w pokoju słuchając muzyki i próbując nadrobić trochę nauki z ostatnich 2 tygodni, ale kompletnie nic nie wchodziło mi do głowy. Cały czas myślałam nad tym co powiedział Louis.
Maggie poszła już do domu, ponieważ miała coś do roboty, więc w domu byłam sama. Tak dla sprostowania; Meg nie mieszkała z nami. Przychodziła po prostu co kilka dni, żeby ze mną pobyć. W ciągu ostatniego roku była tu prawie codziennie, z powodu stanu, w jakim się wtedy znajdowałam, ale teraz nie chcę jej zawracać głowy, w końcu ma własne życie.
   Gdy po 2 godzinach, ślęczenia nad ksiązkami, które właściwie nic nie dały, zeszłam na dół po szklankę wody. Ponieważ, coś czułam, ze dzisiaj z mojej nauki nie wyniknie nic więcej, włączyłam telewizor, przełączając na jakieś reality show. Była już prawie 19, więc mój tata powinien za chwilę wrócić.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Leniwie zwlokłam się z łóżka, przeciągając się i podeszłam do drzwi, przekręcając klamkę.
Zaniemówiłam.
- Justin...?


* Beverly Hills - tak dla jasności, oni mieszkają w LA, a Beverly Hills to po prostu 'dzielnica' Los Angeles. ;)
** - W amerykańskim szkołach, każdy ma indywidualny plan lekcji. Myslę, że to wiecie, ale chciałam przypomnieć.




________________________________


Tak więc, mamy 4 rozdziaaaał! <3
Wiem, że jest TROCHE nudny, haha, ale czasem musi być trochę nudno, żeby potem było ciekawie!
W tym rozdziale trochę się pokomplikowało, ale... cierpliwości, niedługo wszystko się wyjaśni.




A i ponieważ rozdział był krótki, za kilka dni powinien pojawić się następny. ;*


PS. 1 : I jeszcze raz dziękujemy za wszystkie miłe komentarze, jesteście najlepsi <3
PS. 2 : Bym zapomniała... Szukamy kogoś do zrobienia nam wyglądu bloga, więc jeśli umiecie albo znacie kogoś, to proszę o kontakt na Facebooku: https://www.facebook.com/gabrysia.szymanska.796





KOMENTUJCIE! <3

Kocham ;*
~LAURA


piątek, 17 października 2014

Rozdział 3 "Your boyfriend is already taken, bitch"


Victoria's POV

Załamana, bez celu chodziłam po salonie wsłuchując się w muzykę. Nie wiedziałam  sama, co mam ze sobą zrobić. Minęło kilka dni od  piątkowego koncertu, a ja od tego czasu nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tym , jak mnie potraktował. Jak tylko myślałam o tym, że jutro muszę iść do szkoły, robiło mi się niedobrze. Tak bardzo bym chciała nareszcie się do niego przytulić, żeby było tak, jak dawniej. Ale wiem że wszystko spieprzyłam. Podskoczyłam gdy poczułam jak ktoś dotyka mojego ramiona.

-Ugh. To ty Maggie- powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Kobieta spojrzała na mnie z troską, widząc że nadal myślę o Justinie i wyciągnęła do mnie ręce, żebym się do niej przytuliła. Powoli podeszłam i uściskałam ją po moim policzku zaczęły powoli spływać  łzy, co w szybkim czasie zamieniło się w szloch.

 -Ciii kochanie-powiedziała masując moje plecy żebym się uspokoiła.

Otarła moje łzy i podała chusteczki.- Wszystko będzie dobrze. Potrzeba tylko trochę czasu-powiedziała całując mnie w czoło. Mogłam zobaczyć w jej szklistych oczach ból gdy na mnie patrzyła. Wiem że bardzo się o mnie martwiła. Wiedziała bowiem, ile przeszłam przez ostatni rok. Ciągle była przy mnie, i byłam jej za to strasznie wdzięczna. Nie chciałam żeby była przez mnie smutna więc postanowiłam uciąć niezręczną rozmowę.

- Masz rację -powiedziałam ocierając ostatnią łzę z mojego policzka, uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła.- Wychodzę dziś wieczorem z Emily.
- Dobry pomysł. Musisz w końcu wyjść z domu i nie myśleć o tym co się stało.

Uśmiechnęłam się i już skierowałam się w stronę schodów, kiedy Maggie zawołała:

- Ah! Zapomniałabym! Dzisiaj przyszedł do ciebie list. Proszę. - powiedziała, wręczając mi kopertę.
Spojrzała na zegarek i westchnęła:
- Za dziesięć minut jestem z kimś umówiona, więc na godzinkę zostaniesz sama. Poradzisz sobie czy mam to przełożyć? - spytała z troską.
- Nie. Dam radę.

Maggie jeszcze raz spojrzała na mnie niepewnie, myśląc, że nie powinna mnie zostawiać. Ale z przed domu, rozległ się dźwięk klaksonu taksówki. Kobieta wyszła w pośpiechu, machając  mi na pożegnanie. Westchnęłam cicho i zaczęłam wspinać się po schodach, przyglądając się uważnie kopercie. Zauważyłam, że nie ma nadawcy. Pospiesznie otworzyłam ją, wyjmując małą fioletową karteczkę z przyklejonym na niej zdjęciem. Moje serce nagle przyspieszyło, kiedy przeczytałam grubą czcionkę:


" Upsss... Twój chłopak chyba jest już zajęty, suko ;)   ~ J "






Niekontrolowanie w moich oczach zgromadziły się łzy, które w parę chwil zaczęły zalewać  moje policzki,a wszystko wokół mnie zrobiło się rozmazane. Chcąc pobiec do mojego pokoju, weszłam szybko na schodek, ale potknęłam się. Chciałam złapać się poręczy, ale  wyślizgnęła mi się z ręki. Gdy spadałam, poczułam tylko, jak moja głowa uderza o kant schodów, a moje plecy z hukiem opadają na ścianę.

Justin's POV

Siedziałem z kumplami w studiu i odsłuchiwaliśmy nagrany przez ostatni czas materiał, kiedy poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Beztrosko sięgnąłem po niego i odblokowałem go palcem. Na wyświetlaczu widniał numer który kiedyś już widziałem, ale nie pamiętałem do kogo należał.

" Victoria jest w szpitalu.  - Maggie."

-Maggie...? -powiedziałem zdziwiony, a wszyscy popatrzyli na mnie pytająco.
- Kim, do kurwy nędzy jest ta kobieta...? -spytałem zdenerwowany, gdy dostałem adres znanego mi bardzo dobrze szpitala. Nie lubiłem dostawać takich sms'ów. Wiedziałem, że oznaczają tylko i wyłącznie kłopoty. To znaczy, zdążyłem się już tego nauczyć, gdy dziewczyna której nigdy nie widziałem na oczy powiedziała, że jestem ojcem jej dziecka.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rustiego.

-A to nie była ta opiekunka Victorii? -powiedział, wybuchając śmiechem. Moje ciało całe  się napięło na słowa Levis'a. Złapałem klucze ze stolika i włożyłem je do kieszeni mojej bluzy.
- Muszę lecieć -powiedziałem pośpiesznie, a wszyscy popatrzyli się na mnie dziwnie.  Miałem w dupie to, co sobie teraz myśleli. Wyszedłem z budynku, kierując się od razu do mojego samochodu. Wyjechałem na ulicę. Chciałem być tam jak najszybciej, więc przycisnąłem pedał gazu tak, że auto jechało prawie 200km/h.

Po paru minutach, moje auto znajdowało się na parkingu przed budynkiem szpitalnym. Wysiadłem blady z nowego, czarnego BMW i pobiegłem do wejścia. Idąc przez korytarz wpadłem na nie wysoką blondynkę.
- Przepraszam -powiedziałem do kobiety i podszedłem do informacji.
-Czy jest tu może Victoria Tay... -Nie dokończyłem, ponieważ poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i odciąga na bok. Spojrzałem na kobietę. Byłem głupi... Jak mogłem o niej zapomnieć? Maggie zawsze kryła nas przed ojcem Vic i ogólnie nam pomagała.
 - Co jest z nią? -spytałem cicho,  drżącym głosem.
-Ma wstrząs mózgu i jeszcze jej nie wybudzili -powiedziała smutnym głosem, ocierając zapłakane oczy. -Z nią nie jest dobrze Justin... I tu nie chodzi wyłącznie o ten wypadek -dodała spoglądając na mnie.
 - Co masz na myśli mówiąc, że nie jest dobrze?... -mówiąc to, mój głos się załamał.

 Poczułem, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Nie wiedziałem totalnie co się ze mną dzieje. Powoli z moich oczu wydobyła się łza, lecz szybko ją otarłem, tak żeby nikt tego nie zauważył. Maggie cały czas patrzyła na drzwi znajdujące się po drugiej stronie holu, jak się domyśliłem właśnie tam leżała Vic. Gdy osoba w białym fartuchu wyszła z pomieszczenia, kobieta ożywiła się.

-Nie jestem w stanie Ci teraz tego wszystkiego opowiedzieć. Przepraszam. Ale jeśli chcesz, w kawiarni jest tata Vicky. On Ci wszystko wytłumaczy -powiedziała, uśmiechając się do mnie blado, po czym odeszła w stronę lekarza. Spytałem przechodzącej obok pielęgniarki, gdzie znajduje się kawiarnia, posyłając jej mój uroczy uśmieszek. Kiedy trafiłem we wskazane miejsce, już z wyjścia mogłem dojrzeć, jak zwykle zajętego pracą mężczyznę. Podszedłem do jego stolika.

-Dzień dobry, panie Taylor.-powiedziałem spokojnie.
Nie widzieliśmy się od roku,  po tym jak zostawiłem Victorię, więc czułem się trochę niezręcznie. Mężczyzna wstał podał mi dłoń przyjacielsko.
-Jak tam w dużym świecie Justin?- spytał zamykając swojego laptopa, schował go do torby i zamówił dla nas kawę.
- Dziękuję -uśmiechnął się do kelnerki, kiedy ta podała nam filiżanki z gorącym napojem.
-Jak zwykle, wie pan dużo pracy. -odpowiedziałem z miłym uśmiechem -a jak u pana? - spytałem spoglądając na niego. Wyglądał na wykończonego, tak jak by w ogóle nie spał.
-Staram się po prostu... nadrobić parę spraw -westchnął. -Ale chyba nie o tym chcesz rozmawiać prawda? -spojrzał na mnie pytająco, na co ja przytaknąłem. -A więc z czym do mnie przyszedłeś? -spytał wypijając łyk czarnego płynu.
-Vic, ostatnio była u mnie na koncercie... I zauważyłem że się bardzo zmieniła. Maggie powiedziała mi,  że nie jest z nią dobrze. -odparłem zmartwiony.
-Tak... Moja córka zmieniła się. Uwierz mi na słowo. Ona wyglądała jak żywy trup - wypowiedział te słowa z bólem w oczach.
-Dużo przeszła; anoreksja, bulimia, somnifobia... Wiele razy chciała odejść z tego świata. Jej nadgarstki są całe w bliznach. Nic nie jadła, a gdy się do tego zmusiła, wymiotowała. Czuła wstręt do siebie i swojego ciała.  Często mdlała, ponieważ jej organizm był na skraju wycieńczenia. Całymi nocami płakała. Miała koszmary przez, które bała się spać. Nie wychodziła z domu. Jedyną osobą, z którą chciała rozmawiać była Emily - powiedział pan Taylor, a jedna łza spłynęła mu po policzku.

- Ona robiła to bo nie mogła sobie darować, tego jak bardzo cię skrzywdziła. Dlatego chciała zadać sobie taki ból, jaki sprawiła tobie. To wszystko działo się w tak krótkim czasie. W końcu była w tak złym stanie, że lekarz powiedział,  że grozi jej nawet śmierć. Victoria z pomocą moją, Maggie i Emily, stanęła na nogi, ale nadal nie jest w pełni zdrowa. Ona bardzo Cię kocha i zapewne dała by wszystko,  żeby cofnąć czas - dokończył, kiedy do stolika podeszła lekarka.

-Mamy już wyniki badań,więc proszę, żeby poszedł pan ze mną do gabinetu. -poprosiła ciepło starsza kobieta.
-Czy mógł bym odwiedzić teraz Vic?-spytałem błagalnym tonem. Poczułem wielką potrzebę zobaczenia się z nią, nawet jeśli jest nie przytomna.

Victoria's POV

Było jakoś koło 21. Wracałam zmęczona po treningu. Nagle usłyszałam dzwonek mojego iPhone'a - to był Justin. Zawsze, kiedy nie mógł mnie odprowadzić do domu, bo był poza miastem lub całkowicie na drugiej stronie świata, dzwonił, gdy wiedział że mam przechodzić przez ciemny park, którego bałam się już od małego. Czułam się wtedy bezpieczniej. Rozmawialiśmy, kiedy nagle zobaczyłam grupkę kolesi, stojących przy ławce.
-Justin boję się ich, oni idą w moją stronę. - jęknęłam przestraszona. Wiedziałam że szykują się kłopoty.
-Kochanie, tylko spokojnie. Graj na czas. Kocham cię -powiedział po czym się rozłączył.
Zdziwiona, szłam z trzęsącymi się nogami przed siebie. Grupka chłopaków szła już w moją stronę, a chwilę później otoczyła mnie i zaczęli się rzucać. Próbowałam załagodzić sytuację, ale na marne. Zabrali mi torbę i telefon który trzymałam w ręce.
-I co teraz złotko?-spytał jeden, przystawiając się do mnie. Byłam przerażona.
Nagle zauważyłam że w naszą stronę biegnie grupka chłopaków. Gdy się zbliżyli, mogłam zauważyć w świetle lampy, że są to przyjaciele Justina. Po paru minutach miałam swoje rzeczy z powrotem, a napastnicy z parku uciekli.
-Nic ci nie jest?-spytał jeden z nich, przytulając mnie do siebie, abym się uspokoiła.
-Ale jak wy... -powiedziałam w ciągłym szoku.
-Masz tak zajebistego chłopaka, że dba o ciebie nawet z odległości. Doceń to -powiedział Josh.
Uśmiechnęłam się pod nosem, a w oku zakręciła mi się łza.


Obudził mnie trzask drzwi. Czułam się jakoś...inaczej. A wręcz dziwnie. Wszystko słyszałam,  lecz nic nie mogłam zobaczyć ani niczym poruszyć. Po dźwiękach aparatury, która znajdowała się dookoła mnie, zrozumiałam że jestem w szpitalu. Nie pamiętałam co się stało. Nagle drzwi otworzyły się ponownie.

-Masz tylko parę minut. - powiedział kobiecy głos. Usłyszałam przytaknięcie i jakieś kroki, idące w moją stronę. Osoba usiadła obok mojego łóżka. Wzięła mnie za rękę i westchnęła.

-Vic... Już wiem. Wiem co się działo. Tak dużo przeszłaś... Przepraszam. Przepraszam za to,  że nie pozwoliłem ci wyjaśnić. Wiesz,  możemy gdzieś wyjść czy coś jak dojdziesz do siebie...-
To był Bieber. Nie wiem jak to możliwe, ale byłam pewna że to on.

-Ja pierdolę, co ja pieprzę. Vic... Ja bardzo za tobą tesknię, wiesz? Za twoim uśmiechem, za zarażającym śmiechem i tymi pięknymi oczami, którymi patrzyłaś na mnie z tak cholerną miłością. Po prostu za wszystkim związanym z tobą. -powiedział zapłakany -Kocham Cię. I nigdy o tobie nie zapomniałem. -dodał po dłuższej pałzie, gładząc dłonią mój policzek.

- Koniec czasu, panie Bieber. -powiedziała ta sama kobieta, która była tu parę minut temu.
- Dobrze. -powiedział pocałował mnie w policzek -Czy ona nas słyszy? - spytał lekarki.
-Nie raczej nie...

Dalej już rozmowy nie słyszałam, ponieważ drzwi sali zamknęły się. Chciałam go zatrzymać.  Zawołać. Ale co mogłam zrobić... Przecież jestem w cholernej śpiączce.

_______________________________________________
Hej misie <3 Bardzo was przepraszam że tak długo musieliście czekać, ale mamy szkołę ciężko to wszystko pogodzić. Mam nadzieję że się wam podobało, jeśli tak to komentujcie, to bardzo motywuje. Można także dodawać komentarze anonimowo <3
Wiktoria

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 2 "You have to forgive me"

 Victoria's POV 
Obudziłam się o 6 rano. Nie mogłam dłużej spać, za bardzo denerwowałam się dzisiejszym spotkaniem. Bałam się tego jak on zareaguje widząc mnie po całym, cholernym roku. W głowie miałam już tysiąc scenariuszy jak wyjdzie spotkanie z moim skarbem. Po tylu miesiącach tęsknoty, będę mogła w końcu go zobaczyć. Na żywo, a nie w gazetach, w telewizji czy na Instagramie. Będę mogła go poczuć, dotknąć i może porozmawiać. Chociaż nie wiem, czy będzie chciał mnie słuchać. Przez chwilę zastanawiałam się czy w ogóle warto tam iść. Ale nie mogłam się poddać. W końcu miałam szansę go spotkać i nic, a już na pewno nie moja chwilowa słabość, nie powstrzyma mnie, żebym tam poszła.
      Gdy już skończyłam robić wszystkie poranne czynności, dobrałam stosowny strój, zrobiłam makijaż i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Koncert był dopiero za 8 godzin, ale ponieważ M&G odbywał się przed koncertem, musiałam być tam wcześniej. W drodze na arenę, zastanawiałam się czy Justin ma prawo mnie wyrzucić. Teoretycznie nie, bo przecież "zapłaciłam" za bilet, ale nigdy nic z nie wiadomo. Gdy dojechałam na miejsce, ustawiłam się kolejce do spotkania.
  Wszędzie było mnóstwo rozwrzeszczanych dziewczyn, noszących koszulki, bluzy i wszystko co było możliwe, z Justinem. Nie powiem, byłam zazdrosna. To był przecież m ó j chłopak. No dobra... Były chłopak. Po 3 godzinach czekania, kolejka nie posunęła się za bardzo do przodu czułam się jakoś nieswojo tutaj. Jakbym tu nie pasowała. Może była to perspektywa, że za kilka godzin, znowu zobaczę miłość mojego życia, a może było to to że jako jedyna tutaj, byłam ex- dziewczyną Justina, która zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem. Poprawka... ex- najlepszym przyjacielem. W każdym razie, byłam cholernie zestresowana. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Że co, rozpłacze się, powie że mnie kocha i przytuli? Nie sądzę. Chociaż nie wiem ile bym dała, żeby tak się kurwa stało. 
  Gdzieś z przodu ochroniarz krzyknął, przerywając moje rozmyślania: 
- Proszę wchodzić po kolei. Pan Bieber jest już gotowy.
 "Pan Bieber". Dziwnie to zabrzmiało. Dla mnie zawsze był skarbem, Justinkiem i czym się jeszcze dało.
 Ku mojemu zdziwieniu, zauważyłam, że byłam prawie na samym początku. Dziewczyny przede mną wchodziły po jednej i wychodziły po kilku minutach, całe zapłakane, trzymając podpisane płyty Justina. Z każdą kolejną dziewczyną, która wychodziła, moje serce biło coraz szybciej, a moje ręce zaczęły drżeć jak opętane.
 Tylko dwie dziewczyny przede mną. Nie wytrzymywałam już tych nerwów. Czułam, że zaraz zemdleję. W głowie mi się kręciło i ledwo trzymałam się na nogach.
 Jedna dziewczyna przede mną. O mój Boże. Dobra, Vicky, ogarnij się. Wdech, wydech. Dasz radę. To tylko spotkanie z Justinem. Moim kochanym Justinem. Najważniejszą osobą w moim życiu. Nie powinnam się bać. Ale jednak z jakiegoś powodu, bałam się. I to cholernie bardzo. Miałam tylko nadzieję, że wszystko wyjdzie dobrze. Ostatnia dziewczyna wyszła z pokoju, w którym czekał Justin. Z jej oczu lały się łzy, maskara spływała po jej policzkach. Gdy ochroniarz powiedział mi, żebym weszła, nie mogłam się poruszyć. Po prostu gapiłam się w drzwi, jak totalna idiotka. Co za upokorzenie. Gdy po kilkunastu sekundach nadal stałam jak wryta, ochroniarz widocznie się zdenerwował i ściskając mnie mocno za ramię, otworzył drzwi i wepchnął do środka.
 Moje serce biło teraz ze sto razy na sekundę. Moja twarz ałtomatycznie pobladła, a nogi miałam jak z waty. Justin stał tyłem do mnie, wyglądając przez okno. Chyba nie usłyszał, że weszłam. Jego włosy jak zwykle zaczesane były do tyłu. Miał na sobie też spodnie z krokiem do kolan i biały t-shirt. Ręce trzymał w kieszeni, pozwalając kciukom wystawać. Nagle zauważyłam kolejnego ochroniarza, stojącego przy drzwiach, który głośno odchrząknął, dając Justinowi znak, że kolejna jego fanka weszła. Chłopak obrócił się szybko z uśmiechem na twarzy, mając zamiar od razu do mnie podejść, przytulić i zrobić sobie zdjęcie, ale w chwili gdy mnie zobaczył, jego twarz zamarła. Widać, nie spodziewał się mnie. Mogłam przysiąc, że jego oczy się zaszkliły.  Jego twarz była cała blada, zupełnie jak moja. 
 - Cześć... - powiedziałam szeptem. Więcej nie mogłam z siebie wydusić. Łzy kłębiły się w moich oczach, próbując się wydostać.
 Chłopak szybko odchrząknął. Przejechał dłonią po swoich włosach. Jego oczy pociemniały.
 - Co ty to kurwa robisz? - warknął. Szczerze? Nie takiej reakcji się spodziewałam. 
- Ja... Um... Ja... kupiłam bilet. - baknęłam, spuszczając wzrok na moje buty.
 - Ach tak? To może lepiej mu komuś oddaj. Nie wpuszczają dziwek na mój koncert.
 - Justin, proszę Cię. Daj już spokój... Minął rok. 
 - Nie musisz mi przypominać, mam w domu kalendarz. 
  Kiwając powoli głową, wzięłam głęboki oddech. Musiałam być cierpliwa. Miał prawo się denerwować. Zamknęłam na chwilę oczy, po czym wyciągnęłam z torebki mojego iPhone'a.
 - Zrobisz... - wyjąkałam. - Zrobisz sobie ze mną zdjęcie? 
Tak naprawdę, miałam w dupie to jebane zdjęcie. Po prostu nie chciałam stać tam cały czas jak idiotka. Poza tym, to dobry pretekst, żeby się do niego zbliżyć.
 Justin oblizał dolną wargę i zaśmiał się pod nosem. Ale tak naprawdę, nie było mu wesoło. Mruknął coś jeszcze pod nosem i podszedł do mnie powoli. Wiedział, że nie ma wyjścia. Przecież miałam bilet, co nie?    Otwierając przednią kamerkę, położyłam mu dłoń na ramieniu i kliknęłam na ekran. Justin od razu ode mnie odskoczył, tak że iPhone wypadł mi z ręki. Chłopak podszedł do stojącego w kącie stolika. Wziął stamtąd swoją najnowszą płytę i trzymając w ręku marker, gestem kazał mi podejść.
 - Imię? - spytał szorstko.
 W gardle pojawiła mi się wielka gula. Serce przyspieszyło. Na moment zrobiło mi się niedobrze
. - Justin, przestań. Nie rób scen - szepnęłam z bólem w głosie.
 Miałam wrażenie, że za moment się popłaczę. Spojrzałam kątem oka, na strażnika przy drzwiach. Przyglądał się nam badawczo, ze zmarszczonym czołem. Widocznie był zdziwiony zachowaniem Justina, w stosunku do swojej "fanki". 
- Imię? - powtórzył chłopak, tym razem o wiele głośniej. 
W jego głosie dało się wyczuć, że już się niecierpliwił. Spojrzał na mnie z odrazą i powtórzył. 
- Twoje imię? Nie zrozumiałaś? Mam powtórzyć jeszcze raz? - syknął. 
- Proszę cię...Chcę, żeby to się skończyło. Chcę żebyś mi wybaczył. Od ostatniego roku, nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślała. Nadal cię kocham, Justin. I nie poddam się. Musisz mi wybaczyć - wychrypiałam, a po policzku spłynęło mi kilka łez. 
Justin przełknął ślinę i spojrzał znowu na płytę, otwierając marker. 
- Bez imienia? Czyli anonimowa dedykacja - mruknął ironicznie. - Proszę. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - uśmiechnął się najbardziej sztucznie, jak tylko mógł i odwrócił się w stronę okna.
 - Jus... - szepnęłam, ale chłopak gwałtownie mi przerwał. 
- Następna, Tom.
 Ochroniarz przy drzwiach, kiwnął tylko głową i ręką wskazał mi drzwi. Ale ja stałam w miejscu. Byłam za bardzo roztrzęsiona, żeby móc się poruszyć. Tym razem, nie dbałam już o nic i pozwoliłam wszystkim moim łzom, wypłynąć. Spojrzałam jeszcze raz na Justina, spodziewając się, że może jeszcze zmieni zdanie i pozwoli mi dokończyć. Ale on stał przy oknie, opierając się o ścianę dwoma rękami.
 - Panie Bieber, ta dziewczyna... - zaczął ochroniarz, widząc jak bardzo załamana jestem, ale chłopak, nie chciał już nikogo słuchać.
 - NASTĘPNA.
 Justin's POV 

Po kilku godzinach, podpisywania płyt i robienia sobie zdjęć z moimi Beliebers, ochroniarz przy drzwiach, Tom, powiedział mi, że już więcej dziewczyn nie ma. Byłem naprawdę wykończony, więc z zamiarem pójścia do mojej garderoby, skierowałem się w stronę drzwi, gdy nagle poczułem, że na czymś stanąłem. Spojrzałem na ziemię i zobaczyłem białego iphone'a z obudową w kwiatki. Podniosłem go z podłogi i wystarczyła sekunda, bym rozpoznał kogo jest.
  W moim gardle pojawiła się wielka gula. 
Pewnie musiała go upuścić, gdy wychodziła. Suka. Nie spodziewałem się jej tutaj. Tak naprawdę nie spodziewałem się, że spotkam ją jeszcze kiedykolwiek. Gdy zobaczyłem ją, stojącą przede mną, wszystkie wspomnienia powróciły.
 Musiałem przyznać, że zmieniła się trochę. Nawet bardzo. Strasznie schudła, zmizerniała, wyglądała na jakąś... smutną. Zawsze była bardzo wesołą i otwartą dziewczyną, która miała milion pomysłów na minutę. Jej śmiech, był najcudowniejszym prezentem w ciągu dnia, jej ciepło wypełniało wszystkich z którymi przebywała. Była moim własnym słoneczkiem. Właśnie za to ją kochałem. Ale teraz... wyglądała jakby nie spała i nie jadła przez tydzień. Była cała blada i wyglądała na bardzo słabą. Była inna. Już nie biło od niej takim ciepłem jak wcześniej. Przyznaję, miałem wyrzuty sumienia, po tym jak zachowałem się wobec niej. Ale nie wybaczyłem jej jeszcze. Mimo, że tak naprawdę, teraz miałem w dupie z kim spała i jak dla mnie mogła się pieprzyć nawet z Obamą, to nadal bolało mnie to co zrobiła. Nie byłem pewny, czy kiedykolwiek zdołam jej wybaczyć. I czy w ogóle tego chcę.
 Po tym jak przespała się z Rustym, nie rozmawiałem z nim przez trzy miesiące. Ale potem, pogodziliśmy się. Powiedział, że nigdy już czegoś takiego nie zrobi i że to był największy błąd w jego życiu. Oczywiście, wymagało czasu, to żebym znowu mu ufał, ale z czasem wszystko wróciło do normy. Ale Vicky... To zupełnie inna sprawa. Wtedy była moją dziewczyną i nie miała prawa tego zrobić. A poza tym, co ona sobie myśli? Że po roku, przyjdzie do mnie, zrobić sobie zdjęcie i wszystko będzie w porządku? Była w błędzie.   
      Obracając jej telefon w dłoni, odblokowałem ekran palcem i ku moim oczom pokazała się tapeta. Ścisnąłem gardło, w moich oczach pojawiły się łzy. Przełknąłem szybko ślinę. Na tapecie widniało nasze wspólne zdjęcie. Byliśmy wtedy w domu u Vicky, cały dzień słuchając muzyki i oglądając filmy. Na zdjęciu Vic wystawia język, a ja całuję ją ze śmiechem w policzek. Rozśmieszyła mnie wtedy. Wszystko pamiętam, jakby to było wczoraj. 
- Jezu, Vic! Przestań się kręcić, chcę zrobić to zdjęcie! - warknąłem, zdenerwowany, bo już od 20 minut, nieudolnie próbowałem zrobić nam wspólne selfie. 
Siedzieliśmy u Vicky w pokoju, słuchając "Wiggle, wiggle". Jej tata wracał dopiero wieczorem, więc mieliśmy jeszcze kilka godzin dla siebie. 
Victoria spojrzała na mnie spod rzęs i zaczęła głośno chichotać.
 - Co się tak śmieszy? - Po prostu to zabawne, jak bardzo chcesz zrobić te idealne zdjęcie - powiedziała, dusząc śmiech. 
- Cóż... chcę pochwalić się w końcu moją śliczną dziewczyną, skarbie. - szepnąłem, trącając nosem jej szyję.
 - Taaak, twoje fanki będą zachwycone... Ze szczęścia obedrą mnie ze skóry - jęknęła.
 Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, chociaż i ja i Vic, wiedzieliśmy, że teoretycznie, Belieberki były do tego zdolne. Pocałowałem ją w policzek. 
- Kocham Cię, wiesz o tym? - szepnąłem jej do ucha.
 - Wiem. - odpowiedziała ze śmiechem, odsuwając się ode mnie.
 - I co, nic więcej mi nie powiesz? - spytałem udając że, mnie zraniła. - Auć, skarbie to boli.  
Vicky zaśmiała się głośno, potrząsając głową.
 - Hmm, mogę powiedzieć, że... czasem też Cię kocham - wyjąkała, chowając twarz w dłoniach. Zaśmiałem się. 
- Co, co? Nie usłyszałem... Możesz powtórzyć? - krzyknąłem, drocząc się z nią.
 - Powiedziałam, że - przerwała, nie mogąc powstrzymać śmiechu - że... czasem też Cię kocham - wrzasnęła, chichocząc.
 - Czasem? Tylko czasem? - odparłem zdumiony. 
Podszedłem do niej kilka kroków i musnąłem jej szyję. Po chwili zacząłem ją całować i lekko przygryzać. 
- Jesteś pewna, że... tylko czasem ? - powiedziałem, w przerwie między pocałunkami. 
Poczułem jak robi się spięta. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Uwielbiałem jak tak na nią działałem. Oderwałem się od niej i złożyłem na jej ustach gorący pocałunek. 
- Nadal uważasz, że CZASEM mnie kochasz? - szepnąłem, mrugając do niej. 
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a kiedy złapałem ją za ramiona i zacząłem ją łaskotać, próbowała się wyrwać, przewracając nas na łóżko.
 - Nie przestanę, dopóki tego nie powiesz- krzyknąłem ze śmiechem. 
- Ale czego?! - wrzasnęła, cała czerwona ze śmiechu. 
- Już dobrze wiesz czego, skarbie!
 - Dobra, dobra, dobra!
 Przestałem ją gilgotać, a ona spojrzała na mnie ze śmiechem i pocałowała mnie w usta.
 - Kocham Cię, Justin - szepnęła, patrząc mi w oczy - Najmocniej na świecie. I będę kochać do końca. 

Patrzyłem na to zdjęcie, ze łzami w oczach. Takie samo jak rok temu. Jakby nic się nie zmieniło. Jakbyśmy nadal byli razem. - Kurwa! - krzyknąłem na cały pokój, a mój głos odbijał się echem. Kopnąłem w ścianę i cisnąłem telefonem Vicky przez pokój. Osunąłem się na podłogę, kładąc twarz między kolana. Nie wiedziałem co robić.

________________________________________
Oto kolejny rozdział! Bardzo przepraszamy, że musieliście czekać aż tydzień, ale no wiecie... szkoła ;/
Mam nadzieję, że ten rozdział również Wam się podobał i zapraszam do komentowania!
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie na naszego FB: https://www.facebook.com/gabrysia.szymanska.796
+ bardzo, bardzo, baaardzo dziękujemy za wszystkie miłe komentarze tutaj na blogu jak i na Facebooku. 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

~Laura